Następnego dnia:
Spędziłam
pierwszą noc w moim tymczasowym lokum. Niklaus znalazł dla mnie
nawet dwa pokoje, ze względu na moje bliźniaki. Nie rozumiem do
końca dlaczego, ale dzisiaj obudziłam się niezwykle szczęśliwa i
spokojna. W końcu byłam wolna, nie musiałam się wreszcie
zastanawiać czy Tyler wróci do domu w dobrym nastroju i czy znów
nie zacznie pić. Allison i Matt byli bezpieczni w łóżeczkach, a
ja dostałam szansę na nową lepszą przyszłość. Tak Caroline
dzisiaj zaczynasz naprawdę żyć. Moje przemyślenia przerwało
ciche pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć.
-
Dzień dobry- powiedział uśmiechnięty Klaus.- Spójrz co dla was
przyniosłem- podniósł siatkę z pieczywem, jakimś serkiem,
pomidorami i mlekiem dla dzieci.- Może to nie jest wyszukane
jedzenie z francuskiej restauracji, ale osobiście najbardziej je
lubię.
-
Wcale nie musiałeś tego robić- powiedziałam.- Przecież sama
mogłam iść do sklepu zrobić zakupy.
-
Z tego co widzę dzieciaki jeszcze śpią, a ty nie mogłabyś ich
zostawić bez opieki- powiedział.- Poza tym chciałem sprawdzić jak
się macie. Tymczasowe mieszkanie wam odpowiada?
-
Oczywiście, że odpowiada- odpowiedziałam z uśmiechem.- Szczerze
mówiąc nie spodziewałam się, że będzie, aż tak wygodnie. Nie
chce żeby to dziwnie zabrzmiało, ale myślałam, że będziemy
musieli się gnieździć w jakiejś klice.
-
Masz dwójkę małych dzieci, musieliśmy dostosować do tego wasze
lokum- powiedział.- Właśnie dowiedziałem się, że na dzień
dzisiejszy możesz zostać tutaj do przyszłego miesiąca. Oczywiście
przez cały ten czas będziemy szukać czegoś lepszego.
-
Czegoś lepszego?- zapytałam.- Wystarczy mi takie mieszkanko jak to.
Nie mam jakiś wygórowanych wymogów, jeżeli o to chodzi. Wiesz z
Tylerem również mieliśmy mało miejsca i jakoś musieliśmy sobie
radzić- powiedziałam zawstydzona.- Nie chciałam tego powiedzieć,
wiesz byliśmy naprawdę szczęśliwi z Tylerem tylko żeby on nie
pił, nigdy by do tego nie doszło- tłumaczyłam.
-
Nie musisz go usprawiedliwiać, Caroline- powiedział.- W swojej
karierze spotkałem wiele żon, podobnych do Ciebie. Jesteś typową
ofiarą przemocy, która usprawiedliwia swojego oprawcę- gdzieś
podświadomie wiedziałam, że ma rację.- Koniec z tym, przyszedłem
żeby zapytać czy masz dzisiaj czas oraz czy masz z kim zostawić
dzieci?
-
Mam dość dużo czasu- odpowiedziałam.- Jednak dlaczego muszę
zostawić z kimś dzieci?- zapytałam zdziwiona.
-
Ponieważ, mamy dzisiaj spotkanie w sprawie kursów dla ciebie i
lepiej byłoby żebyśmy poszli tam sami. Jeżeli jednak nie masz z
kim ich zostawić, możemy zabrać je ze sobą- powiedział.
-
Tak szybko udało ci się załatwić spotkanie?- zapytałam.-
Zadzwonię do Eleny albo Bonnie zapytać, czy któraś z nich może
się nimi zaopiekować przez kilka godzin.
-
Świetny pomysł- powiedział.- Bonnie z Kolem zapewne bardzo chętnie
zastąpią cie w roli mamy. Znam mojego brata, on uwielbia dzieci,
szczególnie, że sam często zachowuje się jakby miał nadal pięć
lat- uśmiechnęłam się.
-
W takim razie, najpierw zadzwonię do nich- odparłam.- Mam nadzieję,
że będą się wspólnie świetnie bawić. Śniadanie gotowe,
dołączysz do nas?- zapytałam.
-
Zrobiłbym to z wielką przyjemnością- powiedział.- Jednak mam
spotkanie z moją szefową. Spotkamy się równo w południe. Do
zobaczenia- uśmiechnął się.
- Będę gotowa, do zobaczenia- zamknęłam za nim drzwi.
Caroline,
była spóźniona już pół godziny, zaczynałem się denerwować.
Nie było jej w mieszkaniu, ani nie odbierała telefonu. Może
spotkała się ze swoim mężem i coś jej się stało. Nie
powinienem tak bezczynnie siedzieć.
-
Klaus, przepraszam za spóźnienie!- usłyszałem jej krzyk.
Odwróciłem się w jej kierunku.- Naprawdę nie zdążyłam się
wyrobić, zostawiłam dzieci z Bonnie i Kolem do tego jeszcze
przyjaciółka była tak dobra i pożyczyła mi sukienkę.
-
Wyglądasz naprawdę wspaniale- pochwaliłem jej wygląd, wyraźnie
się zarumieniła.- Wiem, że kobiety uwielbiają kiedy mężczyźni
je komplementują- uśmiechnąłem się.
-
Dziękuje- odpowiedziała.- Nie powinniśmy już iść?- zapytała.
-
Rzeczywiście, jeżeli nie chcemy się spóźnić, już powinniśmy
ruszać- powiedziałem spoglądając na zegarek.
Wszystko
wskazywało na to, że Caroline zostanie przyjęta na kurs dla
sekretarek. Długość rozmowy rekrutacyjnej napawała entuzjazmem.
Mimo, że wolałbym być obecny podczas dyskusji nie wyrażono na to
zgody. Trzymałem kciuki za Caroline, oby tylko zbytnio się nie
zdenerwowała.
Drzwi
do gabinetu wreszcie się otworzyły i z pokoju wyszła uśmiechnięta
dziewczyna.
-
Dziękuje, panu bardzo- powiedziała, podając rękę, panu Jonsowi.-
Stawie się na zajęciach jutro punktualnie o dziewiątej. Do
widzenia- uśmiechnęła się.
-
Do zobaczenia, pani Forbes- powiedział.- Panie Mikaelson- ukłonił
się i odszedł.
-
Udało się!- krzyknęła i uściskała mnie serdecznie.- Dostałam
miejsce na tym kursie, nie mogę uwierzyć w moje szczęście. To
wszystko dzięki tobie- powiedziała.- Nie wiem jak ci się
odwdzięcze.
-
No nie wiem...- udałem, że się zastanawiam.- Może na początek
pójdziemy na kawę?- zaproponowałem.- Dzisiaj ja stawiam.
-
Klaus, tyle ci zawdzięczam a teraz jeszcze chcesz mnie zaprosić na
kawę?- zapytała.- Dobrze, ale następnym razem to ja zapraszam, a i
jeszcze jedno do kawy chce dostać kawałek sernika, jest ze mnie
straszny łasuch jeżeli chodzi o słodycze- uśmiechnęła się.
-
Dobrze, proszę pani- powiedziałem.- Służę ramieniem.
-
Powiedz jak to się stało, że zacząłeś pracować w tej
fundacji?- zapytałam, kiedy siedzieliśmy w kawiarni.- Przecież
wcale nie musiałeś pracować.
-
Mówisz pewnie o pozycji mojej rodziny- powiedział.- Wiesz nigdy
nie potrafiłbym być tylko prezesem w firmie mojego ojca. Moi bracia
lepiej sobie z tym radzą. Poza tym zawsze chciałem pomagać w jakiś
sposób innym. Wiesz to pozwala mi się realizować. Nawet nie
wyobrażasz jakie to wspaniałe uczucie widzieć jak inny człowiek
wychodzi ze swoich kłopotów i staje na własnych nogach- widać
było, że naprawdę to uwielbia.
-
Ciężko spotkać kogoś tak zafascynowanego swoją pracą jak ty-
powiedziałam.- Twoja postawa jest godna podziwu. Tak naprawdę
początek mojego nowego życia, zawdzięczam tobie- powiedziałam.-
Nikt wcześniej tak szybo mi nie pomógł.
-
Twój uśmiech kiedy wyszłaś ze spotkania z panem Jonasem, był
naprawdę wspaniały- uśmiechnąłem się.- Teraz ty powiedz, jak to
się stało, że trafiłaś do Nowego Jorku?
-
Wychowałam się niedaleko, Nowego Jorku- powiedziałam.- Wiesz taka
dziewczyna z małego miasteczka, która marzy o wyrwaniu się do
wielkiego miasta. Chciałam przyjechać tutaj na studia, ale wtedy
poznałam Tylera. Zaszłam w ciążę i przyjechaliśmy tutaj, ale
nie po to żebym mogła studiować, tylko żeby Tyler miał mógł
znaleźć pracę i utrzymać rodzinę. Ot i cała hitoria- wzruszyła
ramionami.
-
Czyli krótko mówiąc, porzuciłaś swoje marzenia dla swojego męża-
powiedziałem.- Powinnaś zastanowić się czy nie chciałabyś do
nich wrócić. Wiem, że teraz byłoby trudniej, ponieważ musisz
myśleć o swoich dzieciach, ale zawsze można spróbować.
-
Nie chce żebyś o wszystko obwiniał Tylera- powiedziała.- Nie
wierzę, że on nawet się nie starał, przecież jest ojcem, musiał
chcieć zrobić dla nich wszystko.
-
Możliwe, że starał się być dla nich dobrym ojcem- powiedział.-
Ale co z tobą, przecież jesteś jego żoną?- zapytał.- Twoje
uczucia nie mają żadnego znaczenia?
-
Wiesz, myślę, że zbyt pochopnie zdecydowaliśmy się na
małżeństwo- powiedziała.- Ale co się stało, już się nie
odstanie. Nie żałuję, że go poznałam, przecież dzięki temu mam
Allison i Matta- uśmiechnęła się.- Właśnie skoro o nich mowa,
powinniśmy się zbierać, obiecałam, że odbiorę ich, jak
najszybciej się da- podnieśliśmy się z miejsc i wyszliśmy na
zatłoczoną ulicę.
-
Kto zostanie z Allison i Mattem, w czasie kiedy będziesz na kursie?-
zapytałem.
-
Rozmawiałam z moją mamą, powiedziała, że w razie potrzeby mogę
ich zostawić u niej- odpowiedziała.- Co prawda to dwie godziny
drogi, ale będę musiała jakoś sobie z tym poradzić.
-
Jeżeli chcesz mogę was tam zawieść- zaproponowalem.- To dla mnie
żaden problem, a przy okazji odwiedzę później moją matkę.
-
Nie chce wydać ci się niezdarna, ale z chęcią skorzystam z twojej
propozycji- powiedziała.- Jestem jeszcze zdezorientowana całą
sytuacją.
-
To zrozumiałe- odparłem.- W jednej chwili twoje życie wywróciło
się do góry nogami.
-
Muszę...- przerwał jej męski głos.
-
Patrzcie państwo- zawołał.- Moja kochająca żona, już obściskuje
się z jakimś lalusiowatym padalcem- widać było, że jest pod
wpływem alkoholu.
-
Pan Tyler, jak mniemam- powiedziałem, wysuwając się do przodu, aby
zasłonić przerażoną Caroline.- Pan wybaczy, ale ja pana nie
obrażam i życzyłbym sobie aby pan również tego nie robił-
dodałem spokojnie.
-
Ty zasrany bydlaku, jak się czujesz kiedy dymasz moją żonę?-
zapytał.- Ona należy do mnie, słyszysz?!- wrzasnął i rzucił się
na mnie z pięściami. Szybko go obezwładniłem, zapewne pomógł mi
wypity przez niego alkohol.
-
Caroline, mogłabyś wezwać policję- poprosiłem.- Mam komórkę w
wewnętrznej kieszeni.
Dziewczyna
wyciągnęła telefon i wybrała numer alarmowy. Czekaliśmy na
przyjazd funkcjonariuszy.
Nie
wiem dlaczego akurat tutaj napisałam rozdział. Jakoś tak wyszło.
Mam nadzieję, że ktoś to czyta. Pozdrawiam:)