piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział siódmy

Dwie godziny później:

Czekając na Klausa, miałam wrażenie, że stracę rozum. W końcu co mówią sobie ludzie, którzy nie są w stałym związku, a spędzają razem noc. Czułam się niebywale zmieszana a to nie był nawet początek. Zadzwonił dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć, a na progu wcale nie stał Klaus, tak jak się tego spodziewałam, a Tyler. Przeraziłam się nie na żarty.
- Ty...Tyler, co ty tutaj robisz? Jak udało Ci się mnie znaleźć?- wiedziałam, że zachowuje się jak idiotka, stojąc i trzęsąc się przed nim ze strachu.
- Kochanie, jak to co, przyszedłem sprawdzić jak prowadzi się moja żona- powiedział to tym swoim przesłodzonym tonem, który znałam, aż za dobrze.- Nie zaprosisz mnie do środka?- nie czekając na moją reakcje bezceremonialnie wypchnął się do mieszkania.- Ładnie się tutaj urządziłaś, jednak mam nadzieję że ten wielki dżentelmenem, który się wokół ciebie kręcił, już zdążył się odczepić, wiesz co by się stało gdyby tak się nie stało, byłbym bardzo niezadowolony, więc powiedz co u ciebie słychać?- zbliżył się do mnie i przyciągnął do ściany.
- Zostaw mnie w spokoju. Puszczaj mnie!- nagle poczułam taki przypływ odwagi, żeby mu się sprzeciw wstawić.- To nie twoja sprawa, co się dzieje w moim życiu! Wynoś się z mojego mieszkania, natychmiast!- Tyler, wymierzył mi policzek.
- Moja mała, naiwna dziewczynka- powiedział.- Chyba nie wiesz z kim zadzierasz, albo będziesz posłuszna i grzecznie wycofasz swoje zeznania, albo twoich małych dzieciaczków spotka jakaś krzywda.
- Radziłbym ci ją puścić, albo to tobie stanie się coś złego, coś czego bardzo byś nie chciał- usłyszałam głos Klausa i poczułam niewyobrażalną ulgę. Mężczyzna szarpnął Tylerem z taką siłą, że ten wypadł na korytarz razem z drzwiami.
- Ty parszywy sukinsynu!- Tyler, podniósł się z trudem, jednak zanim zdążył wykonać jakikolwiek ruch w stronę Klausa, na korytarzu pojawiła się ochrona i go obezwładniła.- Puszczajcie mnie! To nie wasza sprawa!- strasznie się z nimi szarpał.
- Panowie, zabierzcie tego mężczyznę i proszę nigdy więcej go tutaj nie wpuszczać- powiedział Klaus, tak opanowanym tonem, że byłam w szoku.- Caroline, nic ci się nie stało?- zapytał, kiedy Tyler zniknął nam z oczu.- Chodź, usiądź, za moment poczujesz się lepiej.
- Jak on mnie tutaj znalazł?- wyszeptałam, kiedy chwilę później, Klaus podawał mi szklankę wody.
- Zapewne śledził cię przez dłuższy czas- odpowiedział.- Musisz to ponownie zgłosić na policję, może uda się przyspieszyć procedurę uzyskania zakazu zbliżania się.
- Nie mam siły się z nim dłużej szarpać- powiedziałam.- Słyszałeś groził, że zrobi krzywdę naszym dzieciom, jeżeli nie zrobię tak jak on sobie tego życzy i nie wycofam oskarżenia, a przepraszam powiedział, że one są tylko moje- poczułam napływające do oczu łzy.- Nie daje już rady Klaus, ja się poddaje- rozpłakałam się już na dobre.
- Spokojnie Caroline, jestem przy tobie- wtuliłam się w jego ramiona.- Wiesz co, mam wspaniały pomysł, może spakujemy wasze rzeczy i razem z dziećmi przeprowadzisz się do mojego mieszkania? Tak będzie zdecydowanie bezpieczniej.
- Zwariowałeś!?- nagle oprzytomniałam.- Jak ty to sobie wyobrażasz, że co ja i dzieci przeprowadzimy się do ciebie? Chyba nie zdajesz sobie sprawy co mówisz, czy ty w ogóle wiesz co to znaczy dwójka małych dzieci w domu? Nie wydaje mi się, a poza tym ja nie mogę się tak po prostu do ciebie wprowadzić, nie rozumiesz? Przecież nadal jestem żoną Tylera.
- I co z tego, że jesteś jego żoną? Przecież, żyjecie w separacji, a ty masz chyba prawo ułożyć sobie życie w spokoju i nie mam tutaj na myśli żadnego nowego związku, a spokój i poczucie bezpieczeństwa- odpowiedział.-Caroline, ja ci się nie oświadczam, chce tylko żebyś miała szanse na lepsze życie, jeżeli po tym całym szaleństwie będziesz chciała się wyprowadzić, nie będę cię zatrzymywał, a jeśli chodzi o dzieci to bardzo je lubię i chętnie ci pomogę w opiece nad nimi.
- Nie wiem- byłam trochę oszołomiona.- Muszę się zastanowić.
- Dobrze, dam ci tyle czasu ile tylko będzie ci potrzebne.

***
 
- Co takiego? Zaproponował ci, żebyś się do niego przeprowadziła? Co odpowiedziałaś?- zbombardowała mnie pytaniami Bonnie, kiedy godzinę później przyjechała razem z Eleną do mojego mieszkania.
- Powiedziałam, że muszę się zastanowić. Wiecie co mnie jednak zastanowiło, jego dziwne podejście. W końcu spaliśmy ze sobą, a on zachował się jakby się nic nie stało, zaproponował mi przeprowadzkę, ale bez żadnej deklaracji związku.
- To ty mi coś wytłumacz. Z jednej strony mówisz, że nie w głowie ci związki, bo jesteś jeszcze żoną Tylera, a z drugiej masz żal do Klausa, że ci go nie zaproponował. Czego ty w końcu chcesz Caroline, żeby Klaus padł na kolana i przysiągł, że do końca życia cię nie opuści?- zapytała Elena.
- No może nie, aż tak ale no wiecie, na pewno nie myślałam, że powie, iż jeżeli będę chciała odejść to nie będzie mnie zatrzymywał to tak jakby to wszystko nie miało dla niego większego znaczenia. Mam wrażenie, że żadna dziewczyna nie chce żeby facet traktował ją jak przygodę.
- Skoro takie jest twoje zdanie, to dzwoń do niego. Powiedz, że zdecydowałaś się do niego wprowadzić i zrób co w twojej mocy, żebyś nie została tylko taką dziewczyną, wiesz co mam na myśli, prawda?- Elena puściła do mnie oko.
- A ty Bonnie, co o tym myślisz? Też uważasz, że to najlepsze rozwiązanie?
- W aktualnej sytuacji, to najrozsądniejsze rozwiązanie. Klaus, ochroni ciebie i dzieci, kiedy będziecie w jakiś sposób zagrożeni- wyciągnęłam komórkę i wybrałam numer Niklausa.
- Klaus, tak zdecydowałam się. Wprowadzimy się do twojego mieszkania, najszybciej jak to możliwe.
 
***
 
Następnego dnia:
 
- Gdybym wiedział ile rzeczy będę musiał przewieść i dźwigać, wynająłbym jakąś firmę- roześmiałem się widząc zmartwioną minę Caroline.- No już, nie martw się mam bardzo zdrowy kręgosłup- widząc, że się nie rozchmurzyła, zapytałem.- Wszystko w porządku?
- Jak najbardziej- odpowiedziała szybko, jak dla mnie trochę za szybko.- Naprawdę, ja tylko denerwuje się, jak na te wszystkie zmiany zareagują dzieci. Wiesz na przestrzeni kilku miesięcy, zmienialiśmy miejsce zamieszkania już kilka razy. Boję się, że przeżyją traumę.
- Traumę, mówisz? To spójrz tylko na to- pokazałem na Matta, który ciągnął za sobą wielką ciężarówkę i Allison z różowym królikiem.- Widzisz, oni już nie mogą się doczekać, kolejnych nowych przygód- roześmiała się.
- Chyba masz racje. Może to tylko ja jestem przewrażliwiona. Jakoś ci pomóc?
- Nie już zostało ostatnie pudło, zapakuj dzieciaki i jedziemy.
Godzinę później, ponownie musiałem taszczyć pudła, jednak tym razem rozpakowując je z samochodu. Żeby nie przedłużać i nie męczyć Allison i Matta pokazałem Caroline, pokój który dla nich przygotowałem, a sam zacząłem uporządkowywać wszystkie rzeczy.
- Wiesz, że nie musisz tego robić, prawda?- zapytała Caroline, wracając do salonu.- Jutro ja się tym zajmę, tobie należy się chwila wytchnienia po całym dniu męczarni- uśmiechnęła się.
- To nie męczarnia, ale masz rację potrzebuje odpoczynku- odpowiedziałem.- Chodź pokaże ci twoją sypialnie. Jest na przeciwko pokoju dzieci, żeby było ci łatwiej, gdyby cię wołały. Moja jest na końcu korytarza, więc gdybyś nie mogła czegoś znaleźć, albo cokolwiek, to przychodź śmiało. Teraz wybacz, ale kiedy poziom adrenaliny już spadł, okazało się, że jestem potwornie zmęczony- nie wiedziałem jak powinienem się teraz zachować, więc powiedziałem tylko.- Dobranoc, widzimy się przy śniadaniu.
- Klaus, dziękuje ci za wszystko i dobranoc- Caroline, zniknęła za drzwiami swojej sypialni.
Miałem wrażenie, że zapadłem w bardzo niespokojny sen, cały czas przekręcałem się z boku na bok, aż całkiem niespodziewanie coś mnie obudziło. W pierwszej chwili nie potrafiłem zorientować się co to takiego.
- Caroline, to ty? Coś się stało?
- Nie mogłam zasnąć, cały czas myślałam o tym, że za moment przyjdzie Tyler. Klaus, wiem że to bardzo śmiałe, ale czy mogę położyć się obok ciebie? Jeżeli nie, to sobie pójdę.
- Jeżeli to sprawi, że poczujesz się bezpieczniej, możesz spać w moim łóżku. Prawa strona jest cała twoja- kiedy położyła się obok mnie, poczułem, że ogarnia mnie radość. Natomiast, kiedy po kilku minutach usłyszałem jej spokojny oddech i poczułem jak delikatnie wtula się we mnie byłem już bliski euforii. Wiedziałem, że muszę ochronić całą trójkę za wszelką cenę.
______________________________________________________________
Jest rozdział. Dla mnie całkiem przyjemny nie wiem jak dla was. KOMENTUJCIE.
Wiem, że Laura napisała do was o swoim powrocie do pisania w najbliższych tygodniach. Jednak musicie jej wybaczyć, wróci przynajmniej tak mi się wydaje, najwcześniej w kwietniu albo maju, ponieważ jej synek postanowił urodzić się kilka tygodni szybciej i tak w poniedziałek LuLu została mamusią zdrowego, małego klona swojego męża:), przepięknego Wiktora, więc teraz zacznie się urwanie głowy, a w marcu kiedy zaczynamy nowy semestr na studiach, zamierza na nie wrócić, więc nie pozostaje mi nic innego jak życzyć jej powodzenia, ale to twarda dziewczyna i na pewno da rade.
 
Jeżeli chodzi o moje plany rzeczywiście zamierzam kontynuować tego bloga, a kiedy on będzie się zbliżał ku końcowi wrócę na Delenę, pozdrawiam:)





niedziela, 27 grudnia 2015

Kilka słów :)

Witam was kochani moi z tej strony Laura. Dzisiaj ja do was piszę, ponieważ Magda i ja mamy dla was kilka informacji. Po pierwsze Madzia będzie kontynuować tylko dwa blogi, ten właśnie i Delene, gdyż na razie nie ma czasu na pozostałe. Po drugie ja nie wrócę na żaden z moich starych blogów, ponieważ nie jestem nawet na bieżąco z publikacją postów i w większości nie pamiętam już jakie to były dokładnie historie, ale za to mam trochę inny pomysł na coś nowego. Mam teraz sporo czasu, ponieważ w moim życiu harmider się skończył, a że muszę teraz się oszczędzać i czekać spokojnie na synka (sesję na studiach zakończyłam już przed świętami) to nie mam co ze sobą zrobić, więc istnieje możliwość, że na którymś z blogów pojawi się nowa opowieść, uprzedzam to nie będzie miało związku z wampirami ani niczym podobnym.

Wasza Laura :)

Ps. Mam nadzieję, że mieliście wspaniałe święta i życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku ;)

niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział szósty

Następnego dnia:

Cały czas spędziłam jakbym siedziała na szpilkach, Klaus zadzwonił rano i przypomniał, żebym była gotowa na osiemnastą, ponieważ wtedy przyjedzie i pójdziemy razem na ten obiecany poprzedniego dnia spacer. Nie mogę się już doczekać. Caroline, nie zachowuj się jak małe dziecko, w końcu to tylko głupi spacer. Cały czas to sobie powtarzałam, ale tak cudowna wydawała mi się perspektywa spędzenia wieczoru poza domem bez dzieci, że czułam się jak nastolatka, która idzie na pierwszą randkę. Randka, co za głupia myśl, przecież my z Klausem nie chodzimy na randki, to tylko przyjacielskie spotkanie. O mały włos nie spadłam z kanapy, kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- A to tylko wy- nie potrafiłam ukryć zawodu, kiedy na progu zobaczyłam Bonnie i Kola.
- A kogo ty się spodziewałaś, angielskiej królowej?- zapytał Kol.- Jeżeli czekasz na mojego brata, to jeszcze ma przecież trochę czasu.
- Nie musisz być taki cyniczny- odpowiedziałam.- Pokaże wam gdzie wszystko macie. Mleko macie w szafce nad kuchenką, Bonnie wiesz ile wody trzeba dolać i nie zapomnijcie wszystkiego porządnie wystudzić, pieluchy w szafce w ich pokoju, ale to na wszelki wypadek, bo oni już robią na nocnik.
- Nie martw się, damy sobie ze wszystkim radę sami- powiedziała Bonnie.- Pięknie wyglądasz- zauważyła. Klaus, padnie, kiedy cie zobaczy.
Akurat w tym momencie ponownie zadzwonił dzwonek do drzwi i powoli zaczęłam panikować. Wzięłam głęboki oddech i poszłam otworzyć.
- Cześć Klaus, jak widzisz nasze dwie nianie już dotarły- powiedziałam, wiedziałam że to głupie ale nie wiedziałam od czego zacząć rozmowę.
- To chyba pierwszy raz, kiedy Kol nie spóźnił się co najmniej godzinę- uśmiechnął się.- Caroline, wyglądasz fenomenalnie. Przekazałaś wszystkie wiadomości potrzebne im do tego, żeby nie doprowadzili domu do ruiny? Możemy już iść?
- Potrzebujecie jeszcze czegoś ode mnie?- zapytałam Bonnie i Kola.
- Nie, nie bawcie się dobrze i o nic się nie martwcie- powiedziała Bonnie.- Zajmiemy się wszystkim.
- Ale pamiętajcie, gdyby coś to dzwońcie- powoli wyszliśmy z mieszkania.

- Myślałem, że nigdy już nie wyjdziemy- powiedział Klaus.- Byłaby to wielka strata, ponieważ wyglądasz naprawdę fenomenalnie- uśmiechnął się.- Mów dokąd masz ochotę iść.
- Nie mam pojęcia, wiesz to moje pierwsze wieczorne wyjście, od dwóch lat, od kiedy urodziłam bliźniaki. Nawet nie wiesz, jakie to cudowne uczucie.
- Wyobrażam sobie. Może pójdziemy, jednak do kina albo restauracji?
- Zwariowałeś? Nie jestem przygotowana- szturchnęłam go w bok.- Poza tym obiecałeś, że nie będziemy chodzić w żadne ekskluzywne miejsca, w końcu jestem tylko zwykłą dziewczyną z przedmieścia, nie wiem jak się zachować.
- Lubię dziewczyny z sąsiedztwa- uśmiechnął się.- Dobrze, już dobrze nie będę  się naprzykrzał.
- Nie naprzykrzasz mi się. W końcu zawdzięczam ci to jakie mam teraz życie. Dzięki tobie mam teraz mieszkanie, dokształcam się i dostałam nową pracę. Jesteś bardzo dobrą osobą, nie wiem jak ci dziękować. Właśnie, powiedz dlaczego zacząłeś pomagać osobom potrzebującym, skoro twoja rodzina jest tak zamożna?
- Właśnie dlatego, że moja rodzina jest zamożna- spojrzałam na niego pytająco.- Nie patrz tak, w końcu mógłbym mieć wszystko, ale uważam że skoro pozwolono mojej rodzinie na lepsze życie, powinniśmy się wszystkim podzielić z innymi. Spójrz na to, w końcu na świecie jest tylu potrzebujących, to bardzo niesprawiedliwe jeżeli ja leżałbym tylko i czekał, aż ktoś inny zarobi dla mnie pieniądze.
- Masz bardzo idealistyczne myślenie- powiedziałam.- Dużo można się od ciebie nauczyć, wiesz kiedy wygarnąłeś mi wszystkie moje błędy, zrozumiałam, że rzeczywiście zachowuje się jak rozwydrzony bachor i muszę wziąć się za siebie, jeżeli chce dać dobry przykład moim dzieciom.
- Caroline, słuchaj ja naprawdę nie myślę o tobie w taki sposób, jaki mówiłem- powiedział.- Naprawdę, jesteś cudowną kobietą, trzeba cie podziwiać, bo miałaś ciężkie życie przy Tylerze, ale przetrwałaś.
- Nie będziemy już do tego wracać- powiedziałam.- Oboje byliśmy zdenerwowani i nie kontrolowaliśmy się, ale chce żebyś wiedział, że miałeś racje- uśmiechnęłam się.
- Dobrze, widzę że marzniesz, mam propozycje, chodźmy do mnie, napijemy się wina, nie będziesz się czuła skrępowana. Nie bój się, to nie jest żadna niemoralna propozycja- uśmiechnął się.
- Niech ci będzie, ale pamiętaj mam w torebce gaz łzawiący- roześmialiśmy się.

***

- Ty naprawdę tutaj mieszkasz?- zapytała Caroline, kiedy weszliśmy do mojego mieszkania.- Wygląda jak mieszkanie, jakiegoś artysty. Nie wyglądasz jak miłośnik sztuki.
- Widzisz, ludzie czasami nas zaskakują- uśmiechnąłem się.- Czego się napijesz? Czerwone wino czy może whisky?
- Wolę wino, tylko żeby nie było za mocne, proszę- podszedłem do barku, nalałem nam dwa kieliszki i wspólnie usiedliśmy na kanapie.- Opowiesz mi coś więcej o sobie?
- Oczywiście, co byś chciała wiedzieć?- zapytałem.
- Jesteś takim tajemniczym człowiekiem, o mnie wiesz wszystko, nawet biłeś się z moim mężem, a ja nawet nie wiem, co lubisz robić, czym zajmujesz się poza pracą, jakie masz stosunki ze swoją rodziną.
- No cóż jak już zauważyłaś sztuka to moja największa pasja, sam chciałem kiedyś zostać malarzem, ale to raczej nie jest dochodowe zajęcie, więc to tylko dla przyjemności. Malarstwo pozwala mi również odprężyć się po ciężkim dniu pracy. Jeżeli chodzi o moją rodzinę, znasz już Kola, jest jeszcze Rebekah, Elijah i Finn. Pozostali bracia są ode mnie starsi, a Rebekah z Kolem są młodsi i wiesz zawsze miałem wrażenie, że muszę się nimi zajmować, szczególnie Kolem on wiecznie wpakowuje się w kłopoty.
- Zazdroszczę ci, że masz rodzeństwo, ja jako jedynaczka wiecznie byłam zaopiekowania, ale często byłam sama, gdyby nie Bonnie i Elena byłabym samotniczką.
- Nie wiesz co mówisz! Gdybym mógł, sam powystrzelałbym całe swoje rodzeństwo- roześmialiśmy się. Caroline, tak cudownie się śmiała.- Wreszcie odżyłaś i można posłuchać twojego śmiechu.
- Chyba nieźle się upiłeś- powiedziała.- Masz już omamy, ale to wino naprawdę jest bardzo mocne.
- Dlaczego? Nie lubisz słuchać komplementów?- rzeczywiście czułem jak wino zaczyna na mnie działać. Dostałem też nie małej odwagi, ponieważ nachyliłem się nad Caroline i pocałowałem ją namiętnie. Sam nie wierzyłem we własne szczęście, ponieważ Caroline odwzajemniła mój pocałunek i w objęciach poszliśmy do mojej sypialni.

***

- Dziewczyny co ja narobiłam!- czułam taki wstyd, że nie wiedziałam jak się wytłumaczyć nawet przed dziewczynami.- Nie wiem co we mnie wstąpiło, przecież nigdy się tak nie zachowywałam.
- Daj spokój Caroline!- wrzasnęła Elena.- Zachowałaś się jak idiotka, poszłaś z facetem do łóżka i rano zwiałaś jak tchórz. Potraktowałaś Klausa jak faceta na jeden raz. Powinnaś poczekać, aż się obudzi i z nim porozmawiać.
- Według mnie też nie zachowałaś się zbyt odpowiedzialnie- wtrąciła Bonnie.- Przecież będziesz musiała prędzej czy później z nim porozmawiać, a to z upływem czasu będzie jeszcze bardziej niezręczne.
- Lepiej powiedz jak było, Klaus jest dobry w te klocki?- zawołała Elena.- Daj chociaż trochę szczegółów!
- Eleno, czyś ty zwariowała!- krzyknęłam.- Nie będę się ci zwierzać w końcu to bardzo intymna sprawa- jednoczenie rozmarzyłam się.- No dobrze, dobrze nie patrzcie na mnie tak, było wspaniale i na tym koniec- uśmiechnęłam się.
- Nie boisz się, że Tyler się dowie?- zapytała Bonnie.- On jest niepoczytalny, więc na twoim miejscu najpierw bym to ukryła. 
- Oczywiście, że muszę to ukryć, Tyler zniszczyłby mnie w sądzie gdyby się o tym dowiedział- zadzwonił mój telefon.- To Klaus, nie wiem co mu powiedzieć. 
- Umów się z nim na rozmowę- podpowiedziały dziewczyny.
Tak właśnie zrobiłam, odebrałam i poprosiłam Klausa, żeby przyjechał do mnie za dwie godziny. W co ja się wpakowałam, pomyślałam odkładając komórkę.

________________________________________
Cześć wam! Wiem, że długo mnie nie było, ale nie mam czasu. To opowiadanie lubię najbardziej, ponieważ Laura dała mi wolną rękę, nie muszę trzymać się jej fabuły. Rozdział miał być już jakieś dwa tygodnie temu, ale właśnie Laura miała ślub w zeszłym tygodniu i musiałam się przygotować. Teraz życzę wam zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia oraz dzikiego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku. Pozdrawiam i do napisania:)


niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział piąty

Następnego dnia:

- Ty jeszcze nie gotowa?- zapytał Klaus, kiedy otworzyłam mu drzwi.- Za półtorej godziny mamy spotkanie z adwokatem- nie rozumiałam skąd w nim tyle energii o siódmej.- No już szybciutko, idź się szykować, a ja w tym czasie zajmę się śniadaniem- bezceremonialnie wszedł do mieszkania i od razu poszedł do kuchni, byłam w szoku.- Mam nadzieję, że jesteś już w łazience- usłyszałam jeszcze. Bardzo powoli powlokłam się do łazienki. Będąc pod prysznicem usłyszałam potworne wrzaski Matta i Allison, nie mogłam się nie uśmiechnąć, wyobrażając sobie Klausa w takiej sytuacji. Dobrze mu tak, nauczy się, że nie można budzić małych dzieci zbyt wcześnie.
- Patrzcie mamusia już przyszła- powiedział Klaus, kiedy weszłam do kuchni. Byłam niebywale zdziwiona widząc, że dzieciaki już jedzą kaszkę, a na stole stole stoją dwa omlety, dla nas.- Twoja mina mówi sama za siebie, nie myślałaś, że sobie poradzę, co?- uśmiechnął się.
- Przyznaję, jestem pod wrażeniem- powiedziałam.- To pewnie Elena, poprosiłam ją, żeby zajęła się dziećmi, kiedy my będziemy na spotkaniu- dodałam słysząc dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
- Cześć Klaus- przywitała się Elena.- Widzę, że świetnie sobie poradziłeś z tymi dwoma diabełkami- zaczęła łaskotać Allison.- O której wrócicie?- zapytała.
- Nie wiem ile dokładnie potrwa spotkanie z adwokatem- odpowiedział Klaus.- Caroline ma później jeszcze zajęcia, ale jak chcesz ja mogę cie zmienić, kiedy już ją odwiozę.
- Wiesz, nie ma większego problemu, żebym z nimi została, ale dzisiaj mój mąż wraca z delegacji, sam rozumiesz, chciałabym pojechać po niego na lotnisko. Jeżeli więc, nie boisz się zostać z nimi sam i byłbyś tak miły, chętnie skorzystam z twojej propozycji.
- Może tak ktoś, zapytałby jeszcze mnie o zdanie?- zapytałam sarkastycznie.- W końcu mówicie o opiece nad MOIMI dziećmi, a zachowujecie się jakby mnie tutaj w ogóle nie było.
- Przepraszam Caroline- powiedziała Elena.- Jednak myślę, że to jest najlepszy pomysł, w końcu mamy dobre intencje- zauważyła.- Przecież ufasz Klausowi, uśmiechnęła się, doskonale zdawałam sobie sprawę o czym myśli w tym momencie.
- Dobrze, już dobrze. Klaus, może cie zmienić, jeżeli oczywiście ma taką ochotę- odpowiedziałam.- Jednak, nie zapominaj, że moje zajęcia trwają do wieczora, więc jeśli masz jakieś ważne sprawy, zadzwonię do mojej mamy, ona na pewno zajmie się wnukami. Teraz już chodźmy, bo inaczej się spóźnimy, a przecież nie obudziłeś mnie o siódmej rano bez powodu- zaczęłam iść do drzwi.
- Nie mam, żadnych ważnych spraw- powiedział cicho Klaus.- Będę przed południem.

***

- Masz dzisiaj zły humor- powiedziałem, kiedy jechaliśmy już samochodem.
- Dziwisz mi się?- zapytała.- Czeka mnie teraz bardzo ciężki okres w życiu, a wszyscy zachowują się jakby nic nie miało się zmienić. Zostanę samotną matką, rozumiesz to?
- Wszyscy próbujemy ci tylko pomóc, nikt nie chce żebyś czuła się źle- powiedziałem.- Wiesz co, w gruncie rzeczy to uważam, że za bardzo się nad sobą użalasz, nie patrz tak, nie nie zamierzam cie za to przepraszać. Jestem pracownikiem socjalnym i wiesz ile widziałem takich przypadków jak twój, tysiące. Tysiące kobiet, które decydowały się na małżeństwo z sadystom, pokornie znosiło poniżanie, tłumacząc się tym, że robią to wszystko dla swoich dzieci, żeby miały pełną rodzinę. Wiesz co było w tym wszystkim najgorsze, wcale nie było mi żal tych kobiet, ale ich dzieci. Skoro one decydowały się na związki z tymi facetami, dobrze to ich sprawa, ale tak naprawdę one wyrządzały krzywdę tym małym ludziom, których powinny chronić, zapewniać poczucie bezpieczeństwa, a nie pozwalać żeby patrzyły na zmaltretowaną matkę. Więc z łaski swojej weź się za siebie zamiast mówić tylko o swojej złej doli, bo w gruncie rzeczy pozwalając Tylerowi na wszystko sama zgotowałaś sobie taki los- zaparkowałem pod kancelarią, a Caroline trzaskając drzwiami samochodu, pomaszerowała do środka.

Godzinę później:

- A dokąd się wybierasz?- zapytałem doganiając Caroline, która zamiast wsiąść do samochodu, zaczęła iść w drugą stronę.- Hej, hej Caroline, nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko!- odwróciłem ją w moją stronę.- Teraz będziesz się dąsać, tylko dlatego, że śmiałem wyrazić swoje zdanie?
- Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęła wyszarpując się.- Nie potrzebuje wysłuchiwać twoich życiowych mądrości. Tak naprawdę nie masz pojęcia jak wyglądało moje życie, a tak łatwo potrafisz wydawać osądy. Wiesz co, musiałam znieść?! No wiesz?!
- Caroline, a powiedz mi ile czasu to znosiłaś?- zapytałem spokojnie.- Jak widzę, jakoś nie kwapisz się, żeby odpowiedzieć. No właśnie, więc nie wyskakuj mi tutaj z takimi tekstami, bo naprawdę dużo się już ich w życiu nasłuchałem. Nie rozumiem, co z wami jest nie tak. Dlaczego kobiety, pozwalają sobie wmówić, że bez faceta są nikim?
- Powiedź, dlaczego mówisz mi te wszystkie rzeczy? Przecież jesteś mężczyzną.
- Co z tego, że jestem mężczyzną? Czy to znaczy, że muszę być jakimś potworem? Dla twojej wiadomości, nie każdy facet robi z kobiety niewolnice. Wiem, że mi nie wierzysz, ale obiecuje, że któregoś dnia to zrobisz i wreszcie mi zaufasz, a żeby ci to udowodnić, zapraszam cie na kolacje, dziś wieczorem, albo nie może najpierw spacer. Co ty na to? Pójdziesz ze mną?
- Zwariowałeś? Co twoim zdaniem mam zrobić z dziećmi?
- Wiedziałem, że to powiesz, więc załatwiłem opiekunkę a nawet dwie. Nie patrz tak, Bonnie i mój brat Kol z wielką przyjemnością zajmą się twoimi szkrabami. Co teraz wymyślisz?- uśmiechnął się.
- W takim razie, nie pozostawiasz mi wielkiego wyboru- uśmiechnęła się.- Zastowie maluchy z Bonnie i twoim bratem, a my możemy iść na ten spacer. Jednak najpierw muszę pojawić się na zajęciach.
- Tak jest, limuzyna czeka.
- Ale z Ciebie wariat- roześmiała się.
- Ale bardzo pozytywny, zapewniam panią.

***

Kiedy nareszcie udało mi się wrócić do domu, byłam bardzo zaniepokojona. Bonnie dzwoniła i powiedziała, że Klaus od kilku godzin nie odbiera telefonu, a przecież było już tak późno. Poza tym przecież miał zostawić dzieci z Bonnie i Kolem, przyjechać po mnie i mieliśmy wspólnie spędzić czas. Z każdą chwilą mój niepokój był coraz większy. Szybko weszłam do mieszkania, a moim oczom ukazał się najbardziej rozczulający widok pod słońcem. Klaus smacznie spał na kanapie, trzymając na piersi po jednej stronie Allison, a po drugiej Matta, z nie małym wzruszeniem zauważyłam, że Matt i Klaus podobnie się ślinią w trakcie snu. Podeszłam do nich, jak najdelikatniej umiałam, zaczęłam budzić Klausa.
- Klaus, Klaus obudź się- delikatnie szturchnęłam do w ramię, wzdrygnął się.
- Caroline, co ty tutaj robisz? Gdzie ja jestem? Która godzina?- zaczął się rozglądać, zdezorientowany.
- Jesteś w moim mieszkaniu, zajmowałeś się Mattem i Allison, pamiętasz?
- Tak, tak to wszystko przez sen. Która godzina?
- Nie ma jeszcze dwudziestej pierwszej.
- Nie wiem jak to się stało, opowiadałem im bajkę na dobranoc i sam zasnąłem. Czekaj zaraz położymy ich do łóżeczek- delikatnie wstał z kanapy i poszedł do sypialni.
- Musieli cie bardzo wymęczyć, co?- zapytałam.
- Nie skąd, są cudowni. Świetnie się razem bawiliśmy, zjedliśmy wspólnie obiad, pooglądaliśmy Balibabę i tak jakoś nas z nużyło.
- Chyba nici z naszego spaceru. Bonnie mnie nieźle wystraszyła, zadzwoniła i powiedziała, że nie odbierasz, a ja już wyobrażałam sobie wszystkie najgorsze rzeczy.
- Przepraszam, że byłem poza zasięgiem- uśmiechnął się.
- Nic nie szkodzi panie Mikaelson.
- Na mnie już pora- powiedział.- Do zobaczenia jutro.
- Widzimy się jutro?
- A co ty myślałaś? Przecież muszę cie zabrać na ten obiecany spacer. Dobranoc.
- Dobranoc- powiedziałam, zamykając za nim drzwi. Sama się sobie dziwiłam, ale już nie mogłam się doczekać, następnego dnia.

__________________________________________________
Nie wiem, jak wam ale mi się podoba. KOMENTUJCIE:)


czwartek, 13 sierpnia 2015

Rozdział czwarty

- Co ty tutaj robisz?- zapytałam, kiedy w otwartych drzwiach zobaczyłam Klausa.- Nawet nie waż się, przekraczać, progu tego domu! Wynoś się! Mamo, po co mu otwierałaś?- zapytałam, przerażoną matkę, która wróciła do przedpokoju.
- Przyjechałem, żeby z Tobą porozmawiać- powiedział.- Od tygodnia nie pojawiłaś się na kursie, zacząłem się martwić.
- Ty się martwisz?- zapytałam, kpiąco.- Ty, jesteś osobą, która tylko pogłębia moje problemy. Nie chce cie nigdy więcej widzieć, w moim otoczeniu, zrozumiałeś?
- Nie i wcale nie zamierzam- odpowiedział.- Caroline, kiedy ty w końcu zrozumiesz, że potrzebujesz pomocy? My tylko usiłujemy ci to uświadomić.
- Kim ty jesteś, żeby mieć prawo do decydowaniu o moim życiu?!- krzyczałam coraz głośniej.- Nie zapominaj, że to co dotyczy Tylera jest moim prywatnym życiem, poza tym to ojciec moich dzieci i ja nie mogę...
- Nie możesz pozwolić żeby trafił do więzienia- dokończył, jednocześnie przerywając mi.- Tak wiem, słyszałem to już poprzednim razem, ale Caroline teraz ja się powtórzę- przerwał.- Chcesz żeby Tyler nadal się nad Tobą znęcał? Chcesz żeby w końcu zrobił krzywdę waszym dzieciom? Mogę cie zapewnić, że na jednym uderzeniu się nie zakończy- powiedział.- Pomyśl o tym, że jesteś matką, a nie tylko żoną sadysty, chcesz żeby twoje dzieci kiedyś miały do ciebie żal o to, że nie zadbałaś o ich dzieciństwo?
- Dlaczego mówisz mi te wszystkie okropne rzeczy?- zapytałam, byłam bliska płaczu.- Doskonale wiesz, że ponad życie kocham swoje dzieci.
- To zachowuj się jak prawdziwa matka- powiedział, a ja zaczęłam płakać.- Przepraszam nie powinienem- przytulił mnie.- Caroline, ja chce dla ciebie jak najlepiej, widziałem mnóstwo podobnych do twojego przypadków i uwież mi, że większość skończyła się jakąś tragedią, tylko dlatego, że kobiety pobłażały swoim mężom.
- Boje się- powiedziałam to w końcu na głos.- Boje się o siebie i o dzieci. Znam Tylera i wiem, że jeżeli coś nie będzie po jego myśli, zemści się i nigdy nie pozwoli, żebym poczuła się bezpieczna, on nie odpuszcza jeżeli czegoś bardzo chce.
- Widzisz i właśnie dlatego nie możemy pozwolić, żeby czuł się bezkarny- powiedział.- Jeżeli złożysz na niego doniesienie, na pewno pójdzie do więzienia i może to go czegoś nauczy, a ty w tym czasie będziesz mogła zacząć wszystko od nowa. Spójrz tylko co już osiągnęłaś w tak krótkim czasie, robisz bardzo przydatne kursy, a niebawem dostaniesz nowe mieszkanie, chcesz to wszystko zaprzepaścić dla faceta, który cie nie szanuje i uważa za rzecz, za swoją własność, z którą może zrobić co chce?- zaprzeczyłam.- To jak idziemy na tą policje?- zapytał.
- Wiesz...Ja...Potrzebuje czasu- wydukałam.
- Caroline, przestań- powiedział ostro.- Jeżeli teraz stchórzysz, jutro na pewno nie odważysz się tego zrobić, więc albo idziesz teraz albo nie licz więcej na moją pomoc.
- To zwykły szantaż- powiedziałam zrozpaczona.- Nie powinieneś tego robić, w końcu jesteś pracownikiem socjalnym.
- Odbieraj to jak chcesz- odpowiedział.- Jednak uważam, że albo teraz albo nigdy.
- Dobrze- powiedziałam nagle.- Ale będziesz tam ze mną?- zapytałam.
- Oczywiście- odpowiedział, podając mi ramię



- Dzień dobry, chciałam złożyć doniesienie na mojego męża- powiedziałam, kiedy razem z Klausem dotarliśmy na komisariat.- Znęca się nad rodziną.
- Niech pani poczeka- odpowiedział policjant.- Zaraz ktoś się państwem zajmie.
Po dziesięciu minutach wyszła do nas mile wyglądająca policjantka i zaprowadziła do swojego gabinetu.
- Dzień dobry, nazywam się Paula Morales, w czym mogę państwu pomóc?- zapytała.
- To ja chciałabym zawiadomić o popełnieniu przestępstwa- powiedziałam.- Nazywam się Caroline Forbes i chodzi o mojego męża Tylera Lockwood'a. Nie wiem jak to powiedzieć, ale... on nadużywa alkoholu i stosuje wobec mnie przemoc- zacięłam się.- Ostatnio, pan Niklaus Mikaelson- wskazałam na Klausa- również złożył doniesienie o pobiciu.
- Czy ma pani jakieś dokumenty, potwierdzające pani słowa?- zapytała policjantka.
- Tak, wykonałam konieczne badania- odpowiedziałam, jednocześnie podając jej całą dokumentacje. Odczekałam chwilę.- Czy to wystarczy?- zapytałam.
- Jak najbardziej- odpowiedziała.- Przepraszam, ale czy pan panie Mikaelson, mógłby jeszcze raz opowiedzieć o tym incydencie, w związku, z którym pan złożył zawiadomienie na policji.
- Oczywiście- odpowiedział.- Miało to miejsce kilka tygodni temu, wspólnie z panią Forbes wracaliśmy właśnie z jej spotkania o przyjęcie na kurs kształcący, musi pani wiedzieć, że jestem pracownikiem socjalnym i razem z organizacją, w której pracuje udzielamy jej potrzebnej pomocy, w związku z aktualną sytuacją- przerwał na chwilę.- W pewnym momencie podszedł do nas pan Lockwood, był wyraźnie pod wpływem alkoholu i zaczął mówić różnie epitety pod adresem Caroline, kiedy stanąłem w jej obronie rzucił się na mnie z pięściami. Na szczęście udało mi się go szybko obezwładnić i wezwaliśmy policję- zakończył.
- Jak rozumiem potwierdziła pani słowa pana Mikaelsona?- zapytała mnie.- Czy w tamtej chwili powiedziała pani o sytuacji panującej w maństwa rodzinie?
- Niestety nie- odpowiedziałam.- Niech pani zrozumie, nie chciałam rozbijać rodziny, w końcu mamy razem dzieci, poza tym bałam się, że Tyler będzie się na mnie mścił- tłumaczyłam.- Czy to w jakiś sposób wpłynie na to, że teraz składam zawiadomienie?- zapytałam.
- Nie, oczywiście że nie- odpowiedziała.- Chodzi tylko o to czy państwa sprawy mogą być rozstrzygnięte na jednej rozprawie. Dokończę tylko spisywać zeznania i wszystko ruszy. Jeżeli natomiast chodzi o panią, radziłabym jak najszybciej złożyć pozew o rozwód, wyłączną opiekę nad dziećmi oraz może o zakaz zbliżania, w związku z agresją jaką względem pani wykazuje mąż- dodała.
- Dziękuje bardzo- powiedziałam.- Na pewno tak właśnie zrobię.



Kilka godzin później:

- Nie mogę w to uwierzyć- powiedziała Elena, kiedy przyjechaliśmy odebrać dzieci.- Szkoda, że Klaus dostał pilny telefon, bo wycałowałabym go po stopach- roześmiałyśmy się razem z Bonnie.- W końcu od jak dawna próbowałyśmy cie przekonać, żebyś w końcu odeszła od Tylera, a jemu to się udało w kilka godzin.
- Masz rację- przyznała Bonnie.- Spójrz na to jak cudownie sobie radzisz dzięki jego pomocy- powiedziała.- Niedługo dostaniesz własne mieszkanie, kształcisz się żeby dostać dobrą pracę i wreszcie zaczęłaś myśleć o sobie, a nie tylko o tym pijaku, który cie nie szanował.
- Mówisz dokładnie to samo co Klaus- powiedziałam.- Bardzo się cieszę, że się na to zdecydowałam i jestem Klausowi wdzięczna za to, że mnie przekonał, jednak bardzo się boje co Tyler teraz zrobi, jak się dowie, że złożyłam na niego doniesienie na policję- bardzo mnie to przygnębiało.
- Dobrze robisz, że go nie lekceważysz- powiedziała Bonnie.- W końcu jest niebezpieczny, ta policjantka dobrze ci doradziła, powinnaś załatwić wszystkie sprawy z tym zakazem jak najszybciej- dodała.
- Klaus, zgodził się mi pomóc- powiedziałam.- Jutro mamy wspólnie pójść do adwokata w tej sprawie.
- Znów Klaus- zauważyła Elena.- Z niego jest prawdziwy anioł, a może ktoś więcej?- zapytała z uśmiechem.
- Eleno, daj spokój- powiedziałam.- Ja mam męża i to na dodatek takiego, który przez ostatnie dwa lata sukcesywnie zamieniał moje życie w piekło, nie w głowie mi teraz romanse- wywróciłam oczami.
- Nie mówię, że od razu masz z nim wskoczyć do łóżka- odpowiedziała.- Ale spójrz na to z innej strony, w końcu z niego wydaje się być porządny facet i może kiedyś w przyszłości stworzylibyście wspaniały związek- uśmiechnęła się.
- Eleno, naprawdę daj jej teraz spokój- wtrąciła się Bonnie.- Ona ma rację, w tej sytuacji nie powinna myśleć o jakim mężczyźnie tylko o sobie- zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To na pewno twój obrońca- powiedziała Elena, kiedy Bonnie poszła otworzyć, wywróciłam tylko oczami. Rzeczywiście chwilę później do salonu wszedł Klaus.
- Już się zbieramy- powiedziałam, podnosząc się z miejsca.
Minęło długie pół godziny, zanim udało mi się ubrać dzieciaki i na dodatek załadować do samochodu. W drodze powrotnej zamieniliśmy ze sobą tylko kilka zdań. Zerknęłam na Klausa, przypomniały mi się słowa Eleny, moglibyście stworzy wspaniały związek, uśmiechnęłam się, ona to ma pomysły.



Mam nadzieję, że się podoba

piątek, 27 lutego 2015

Rozdział trzeci

Godzinę później:

Policja pojawiła się już po dwudziestu minutach, teraz razem z Klausem i Tylerem byliśmy na komisariacie. Jako że Tyler, jak się tego spodziewałam, strasznie się awanturował został zabrany do celi i miał zostać przesłuchany, kiedy już się uspokoi.
- Może, pani przedstawić całe zdarzenie ze swojej perspektywy?- zapytał przesłuchujący mnie i Klausa policjant. Strasznie się bałam, że jeżeli powiem coś złego na temat męża, ten będzie chciał się zemścić i zrobi krzywdę naszym dzieciom.
- Razem z panem Mikaelsonem, wracaliśmy z mojej rozmowy kwalifikacyjnej- powiedziałam.- Wie pan, właśnie odeszłam od męża, więc kiedy zobaczył mnie w towarzystwie innego mężczyzny, zareagował, jak zareagował i rzucił się na pana Mikaelsona z pięściami.
- Czy pani mąż, już wcześniej używał przemocy?- dlaczego musi zadawać takie ciężkie pytania.
- Nie, nie wie pan zdarzało nam się kłócić, ale nie zdarzało się żeby był agresywny- czułam narastający niepokój.- Między nami były raczej niezgodności charakterów.
- Caroline, dlaczego kłamiesz?- wtrącił się do rozmowy Klaus.- Panie policjancie, Caroline Forbes pojawiła się w fundacji pomagającej ofiarom przemocy w rodzinie, w której pracuje z dwójką małych dzieci przed kilkoma dniami. Jest typową zastraszoną przez męża sadystę kobietą. Przedstawiła mi swoją sytuację, z której ewidentnie wynika, że była coraz częściej bita, a przełomem, który doprowadził do jej wyprowadzki było to, że Tyler podniósł rękę na małego Matta- byłam na niego wściekła, czy on nie rozumie na co naraża mnie i dzieci?
- Pan Mikaelson, musiał źle zrozumieć moje słowa- próbowałam ratować sytuację.- Owszem moje małżeństwo nie należało do idealnych, ale Tyler nigdy nie należał do agresywnych, poza tym bardzo kochał dzieci.
- Panie Mikaelson, czy chce pan złożyć oficjalne powiadomienie o dokonaniu napaści?- zapytał, spojrzałam na Klausa z nadzieją, że tego nie zrobi.
- Owszem, chce złożyć zawiadomienie o dokonaniu przestępstwa- odpowiedział, a ja już wiedziałam, że nie jest moim przyjacielem.
- Dobrze zanotowałem państwa zeznania, więc jeżeli będziemy jeszcze czegoś potrzebować, zadzwonimy- powiedział policjant, wstając.- Proszę czekać na zawiadomienie o rozprawie.
- Dziękujemy bardzo- odpowiedział Klaus, podając mu rękę i wyprowadzając mnie z sali.



- Jak mogłeś to zrobić!- zaczęła krzyczeć Caroline, kiedy tylko opuściliśmy komisariat.- Jak mogłeś naopowiadać takich rzeczy temu policjantowi? Nie wstyd ci?!- zapytała.
- Dlaczego to mnie miałoby być wstyd?- nie rozumiałem jej.- To twój mąż, powinien zastanowić się nad sobą. Powiedziałem prawdę i jestem zadowolony, ponieważ jak tylko usłyszałem te brednie, które opowiadałaś, próbując usprawiedliwiać jego naganne zachowanie, myślałem że zaraz wyjdę z siebie. Powiem ci jeszcze coś, nie złożył by tego doniesienia, gdybyś to ty powiedziała prawdę, ale Tylerowi należy się takie porządne potrząśnięcie, może wtedy coś się zmieni- powiedziałem.
- Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?- zapytała.- To tylko pogorszy sytuację, gdybyś się nie wtrącał, Tyler w końcu by odpuścił i dał mi rozwód, a teraz zamieni moje życie w piekło, na dodatek jeżeli tylko zapragnie może zabrać mi Allison i Matta. To wszystko twoja wina!
- Uspokój się!- musiałem podnieść głos, zadziałało natychmiast. Caroline jakby skurczyła się w sobie, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że postąpiłem słusznie.- Nikt nie zabierze ci twoich dzieci, słyszysz? Potrzebujesz pomocy, więc ci ją ofiaruje. Jednak to nic nie da, jeżeli nie będziesz współpracować.
- Nie będę z nikim współpracować!- krzyknęła.- Zabieram dzieci i wyprowadzam się! Ty nas nie ochronisz!- chciałem ją zatrzymać, ale ona wsiadła do taksówki i odjechała. Musiałem porozmawiać z kimś kto ją zna, dlatego zadzwoniłem do Kola.



- Klaus, sam widzisz, że z Caroline nie da się rozmawiać- powiedziałam kiedy razem z nim, Bonnie i Kolem siedzieliśmy w moim mieszkaniu.- Ona ciągle przedstawia sytuacje tak, żeby wyglądało na to, że ona jest winna wszystkiemu co wyprawia Tyler.
- Eleno, wybacz ale czy nikt wcześniej, nie próbował jej w jakiś sposób pomóc?- zapytał Klaus.
- Jak to nie, sama razem z mężem, tysiące razy usiłowałam, namówić ją żeby od niego odeszła i tymczasowo zamieszkała z nami- powiedziałam.- Jednak, ona jest nieugięta i tłumaczyła, że on ma bardzo ciężki okres w pracy, że to był tylko jeden taki przypadek, że to ona go sprowokowała.
- Wydaje mi się, że Caroline wiele rzeczy ukrywa- powiedział.- Wszystko wskazuje na to, że Tyler znęcał się nad nią nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
- Oczywiście- potwierdziła Bonnie.- Zauważyłeś jak Caroline, wzdryga się na dźwięk podniesionego męskiego głosu?- potwierdził.- Tyler, to zwykły sukinsyn, który wyobraża sobie, że wszystko mu wolno, tylko dlatego, że jest jej mężem. Kiedy Caroline, powiedziała, że chce za niego wyjść, obydwie szczerze jej to odradzałyśmy, ale ona powiedziała, że nie może pozbawić dzieci ojca i prawdziwego domu. Poza tym, sam rozumiesz, ona pochodzi z wsi poza miastem, w której posiadanie nieślubnych dzieci to największy wstyd.
- My z Bonnie, wiedziałyśmy co z Tylera za ziółko- wtrąciłam.- Już kiedy zaczynał się spotykać z Caroline, miał na swoim koncie pobicia, rozboje, a nawet jedna dziewczyna oskarżyła go o gwałt, ale w niedługim czasie wycofała oskarżenie. Lockwoodowie, są bogaci, ale od tamtej pory przestali pomagać synowi finansowo, a kiedy urodzili się Ali i Matt, nawet nigdy nie chcieli ich zobaczyć, dlatego Caroline i Tyler żyli w takiej nędzy. W końcu ani on ani ona nie skończyli szkoły, a on znalazł jakąś marną pracę za grosze. Podejrzewam, że to też miało wpływ na jego zachowanie, miał wszystko, a teraz odpowiadał za całą rodzinę. Co jednak nie zmienia faktu, że to zwykły łajdak, który według mnie powinien już siedzieć w więzieniu.
- Wiecie, może gdzie jest teraz Caroline?- zapytał.- Muszę z nią porozmawiać, dostała się na specjalny kurs, szkoleniowy, poza tym uważam, że nie powinno się od tak, zostawić całej sprawy niezałatwionej. Zapewne w najbliższym czasie odbędzie się rozprawa, a nie chce żeby ona zeznawała, jaki to z Tylera cudowny człowiek i czuły ojciec, a ona doprowadziła go do ataku agresji, którą akurat wyładował na mnie.
- Najprawdopodobniej, jest u swoich rodziców- powiedziała Bonnie.- Do nas jeszcze się nie odezwała, zapewne dlatego, że wie, iż jesteśmy po twojej stronie. Poczekaj zapiszę ci adres- podała mu kartkę.- Klaus, mamy nadzieję, że wreszcie pokarzesz jej, że nie może rujnować swojego życia.
- Postaram się- odpowiedział, wychodząc.




Krótko, bo krótko ale jest, mam nadzieję, że się podoba:)

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział drugi

Następnego dnia:

Spędziłam pierwszą noc w moim tymczasowym lokum. Niklaus znalazł dla mnie nawet dwa pokoje, ze względu na moje bliźniaki. Nie rozumiem do końca dlaczego, ale dzisiaj obudziłam się niezwykle szczęśliwa i spokojna. W końcu byłam wolna, nie musiałam się wreszcie zastanawiać czy Tyler wróci do domu w dobrym nastroju i czy znów nie zacznie pić. Allison i Matt byli bezpieczni w łóżeczkach, a ja dostałam szansę na nową lepszą przyszłość. Tak Caroline dzisiaj zaczynasz naprawdę żyć. Moje przemyślenia przerwało ciche pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć.
- Dzień dobry- powiedział uśmiechnięty Klaus.- Spójrz co dla was przyniosłem- podniósł siatkę z pieczywem, jakimś serkiem, pomidorami i mlekiem dla dzieci.- Może to nie jest wyszukane jedzenie z francuskiej restauracji, ale osobiście najbardziej je lubię.
- Wcale nie musiałeś tego robić- powiedziałam.- Przecież sama mogłam iść do sklepu zrobić zakupy.
- Z tego co widzę dzieciaki jeszcze śpią, a ty nie mogłabyś ich zostawić bez opieki- powiedział.- Poza tym chciałem sprawdzić jak się macie. Tymczasowe mieszkanie wam odpowiada?
- Oczywiście, że odpowiada- odpowiedziałam z uśmiechem.- Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że będzie, aż tak wygodnie. Nie chce żeby to dziwnie zabrzmiało, ale myślałam, że będziemy musieli się gnieździć w jakiejś klice.
- Masz dwójkę małych dzieci, musieliśmy dostosować do tego wasze lokum- powiedział.- Właśnie dowiedziałem się, że na dzień dzisiejszy możesz zostać tutaj do przyszłego miesiąca. Oczywiście przez cały ten czas będziemy szukać czegoś lepszego.
- Czegoś lepszego?- zapytałam.- Wystarczy mi takie mieszkanko jak to. Nie mam jakiś wygórowanych wymogów, jeżeli o to chodzi. Wiesz z Tylerem również mieliśmy mało miejsca i jakoś musieliśmy sobie radzić- powiedziałam zawstydzona.- Nie chciałam tego powiedzieć, wiesz byliśmy naprawdę szczęśliwi z Tylerem tylko żeby on nie pił, nigdy by do tego nie doszło- tłumaczyłam.
- Nie musisz go usprawiedliwiać, Caroline- powiedział.- W swojej karierze spotkałem wiele żon, podobnych do Ciebie. Jesteś typową ofiarą przemocy, która usprawiedliwia swojego oprawcę- gdzieś podświadomie wiedziałam, że ma rację.- Koniec z tym, przyszedłem żeby zapytać czy masz dzisiaj czas oraz czy masz z kim zostawić dzieci?
- Mam dość dużo czasu- odpowiedziałam.- Jednak dlaczego muszę zostawić z kimś dzieci?- zapytałam zdziwiona.
- Ponieważ, mamy dzisiaj spotkanie w sprawie kursów dla ciebie i lepiej byłoby żebyśmy poszli tam sami. Jeżeli jednak nie masz z kim ich zostawić, możemy zabrać je ze sobą- powiedział.
- Tak szybko udało ci się załatwić spotkanie?- zapytałam.- Zadzwonię do Eleny albo Bonnie zapytać, czy któraś z nich może się nimi zaopiekować przez kilka godzin.
- Świetny pomysł- powiedział.- Bonnie z Kolem zapewne bardzo chętnie zastąpią cie w roli mamy. Znam mojego brata, on uwielbia dzieci, szczególnie, że sam często zachowuje się jakby miał nadal pięć lat- uśmiechnęłam się.
- W takim razie, najpierw zadzwonię do nich- odparłam.- Mam nadzieję, że będą się wspólnie świetnie bawić. Śniadanie gotowe, dołączysz do nas?- zapytałam.
- Zrobiłbym to z wielką przyjemnością- powiedział.- Jednak mam spotkanie z moją szefową. Spotkamy się równo w południe. Do zobaczenia- uśmiechnął się.
- Będę gotowa, do zobaczenia- zamknęłam za nim drzwi.

Caroline, była spóźniona już pół godziny, zaczynałem się denerwować. Nie było jej w mieszkaniu, ani nie odbierała telefonu. Może spotkała się ze swoim mężem i coś jej się stało. Nie powinienem tak bezczynnie siedzieć.
- Klaus, przepraszam za spóźnienie!- usłyszałem jej krzyk. Odwróciłem się w jej kierunku.- Naprawdę nie zdążyłam się wyrobić, zostawiłam dzieci z Bonnie i Kolem do tego jeszcze przyjaciółka była tak dobra i pożyczyła mi sukienkę.
- Wyglądasz naprawdę wspaniale- pochwaliłem jej wygląd, wyraźnie się zarumieniła.- Wiem, że kobiety uwielbiają kiedy mężczyźni je komplementują- uśmiechnąłem się.
- Dziękuje- odpowiedziała.- Nie powinniśmy już iść?- zapytała.
- Rzeczywiście, jeżeli nie chcemy się spóźnić, już powinniśmy ruszać- powiedziałem spoglądając na zegarek.

Wszystko wskazywało na to, że Caroline zostanie przyjęta na kurs dla sekretarek. Długość rozmowy rekrutacyjnej napawała entuzjazmem. Mimo, że wolałbym być obecny podczas dyskusji nie wyrażono na to zgody. Trzymałem kciuki za Caroline, oby tylko zbytnio się nie zdenerwowała.
Drzwi do gabinetu wreszcie się otworzyły i z pokoju wyszła uśmiechnięta dziewczyna.
- Dziękuje, panu bardzo- powiedziała, podając rękę, panu Jonsowi.- Stawie się na zajęciach jutro punktualnie o dziewiątej. Do widzenia- uśmiechnęła się.
- Do zobaczenia, pani Forbes- powiedział.- Panie Mikaelson- ukłonił się i odszedł.
- Udało się!- krzyknęła i uściskała mnie serdecznie.- Dostałam miejsce na tym kursie, nie mogę uwierzyć w moje szczęście. To wszystko dzięki tobie- powiedziała.- Nie wiem jak ci się odwdzięcze.
- No nie wiem...- udałem, że się zastanawiam.- Może na początek pójdziemy na kawę?- zaproponowałem.- Dzisiaj ja stawiam.
- Klaus, tyle ci zawdzięczam a teraz jeszcze chcesz mnie zaprosić na kawę?- zapytała.- Dobrze, ale następnym razem to ja zapraszam, a i jeszcze jedno do kawy chce dostać kawałek sernika, jest ze mnie straszny łasuch jeżeli chodzi o słodycze- uśmiechnęła się.
- Dobrze, proszę pani- powiedziałem.- Służę ramieniem.


- Powiedz jak to się stało, że zacząłeś pracować w tej fundacji?- zapytałam, kiedy siedzieliśmy w kawiarni.- Przecież wcale nie musiałeś pracować.
- Mówisz pewnie o pozycji mojej rodziny- powiedział.- Wiesz nigdy nie potrafiłbym być tylko prezesem w firmie mojego ojca. Moi bracia lepiej sobie z tym radzą. Poza tym zawsze chciałem pomagać w jakiś sposób innym. Wiesz to pozwala mi się realizować. Nawet nie wyobrażasz jakie to wspaniałe uczucie widzieć jak inny człowiek wychodzi ze swoich kłopotów i staje na własnych nogach- widać było, że naprawdę to uwielbia.
- Ciężko spotkać kogoś tak zafascynowanego swoją pracą jak ty- powiedziałam.- Twoja postawa jest godna podziwu. Tak naprawdę początek mojego nowego życia, zawdzięczam tobie- powiedziałam.- Nikt wcześniej tak szybo mi nie pomógł.
- Twój uśmiech kiedy wyszłaś ze spotkania z panem Jonasem, był naprawdę wspaniały- uśmiechnąłem się.- Teraz ty powiedz, jak to się stało, że trafiłaś do Nowego Jorku?
- Wychowałam się niedaleko, Nowego Jorku- powiedziałam.- Wiesz taka dziewczyna z małego miasteczka, która marzy o wyrwaniu się do wielkiego miasta. Chciałam przyjechać tutaj na studia, ale wtedy poznałam Tylera. Zaszłam w ciążę i przyjechaliśmy tutaj, ale nie po to żebym mogła studiować, tylko żeby Tyler miał mógł znaleźć pracę i utrzymać rodzinę. Ot i cała hitoria- wzruszyła ramionami.
- Czyli krótko mówiąc, porzuciłaś swoje marzenia dla swojego męża- powiedziałem.- Powinnaś zastanowić się czy nie chciałabyś do nich wrócić. Wiem, że teraz byłoby trudniej, ponieważ musisz myśleć o swoich dzieciach, ale zawsze można spróbować.
- Nie chce żebyś o wszystko obwiniał Tylera- powiedziała.- Nie wierzę, że on nawet się nie starał, przecież jest ojcem, musiał chcieć zrobić dla nich wszystko.
- Możliwe, że starał się być dla nich dobrym ojcem- powiedział.- Ale co z tobą, przecież jesteś jego żoną?- zapytał.- Twoje uczucia nie mają żadnego znaczenia?
- Wiesz, myślę, że zbyt pochopnie zdecydowaliśmy się na małżeństwo- powiedziała.- Ale co się stało, już się nie odstanie. Nie żałuję, że go poznałam, przecież dzięki temu mam Allison i Matta- uśmiechnęła się.- Właśnie skoro o nich mowa, powinniśmy się zbierać, obiecałam, że odbiorę ich, jak najszybciej się da- podnieśliśmy się z miejsc i wyszliśmy na zatłoczoną ulicę.


- Kto zostanie z Allison i Mattem, w czasie kiedy będziesz na kursie?- zapytałem.
- Rozmawiałam z moją mamą, powiedziała, że w razie potrzeby mogę ich zostawić u niej- odpowiedziała.- Co prawda to dwie godziny drogi, ale będę musiała jakoś sobie z tym poradzić.
- Jeżeli chcesz mogę was tam zawieść- zaproponowalem.- To dla mnie żaden problem, a przy okazji odwiedzę później moją matkę.
- Nie chce wydać ci się niezdarna, ale z chęcią skorzystam z twojej propozycji- powiedziała.- Jestem jeszcze zdezorientowana całą sytuacją.
- To zrozumiałe- odparłem.- W jednej chwili twoje życie wywróciło się do góry nogami.
- Muszę...- przerwał jej męski głos.
- Patrzcie państwo- zawołał.- Moja kochająca żona, już obściskuje się z jakimś lalusiowatym padalcem- widać było, że jest pod wpływem alkoholu.
- Pan Tyler, jak mniemam- powiedziałem, wysuwając się do przodu, aby zasłonić przerażoną Caroline.- Pan wybaczy, ale ja pana nie obrażam i życzyłbym sobie aby pan również tego nie robił- dodałem spokojnie.
- Ty zasrany bydlaku, jak się czujesz kiedy dymasz moją żonę?- zapytał.- Ona należy do mnie, słyszysz?!- wrzasnął i rzucił się na mnie z pięściami. Szybko go obezwładniłem, zapewne pomógł mi wypity przez niego alkohol.
- Caroline, mogłabyś wezwać policję- poprosiłem.- Mam komórkę w wewnętrznej kieszeni.
Dziewczyna wyciągnęła telefon i wybrała numer alarmowy. Czekaliśmy na przyjazd funkcjonariuszy.




Nie wiem dlaczego akurat tutaj napisałam rozdział. Jakoś tak wyszło. Mam nadzieję, że ktoś to czyta. Pozdrawiam:)