-
Tyler, mógłbyś wreszcie mi pomóc- poprosiłam, karmiąc Allison.-
Matt, jest głodny mógłbyś wziąć butelkę i go nakarmić, nie
mam dziesięciu par rąk.
-
Ty jesteś matką, więc weź się za robotę, przecież ja wróciłem
z pracy. Jestem zmęczony. Ucisz wreszcie tego krzykacza!- wrzasnął.-
Jak on zaraz się nie zamknie sam chętnie go uciszę!- podszedł do
naszego półtora rocznego synka i dziwnie się na niego zamachnął.
Musiałam go zasłonić.- Niech on się zamknie, chce w spokoju
obejrzeć mecz i wypić kufel piwa, zrozumiano?- pchnął mnie na
kanapę, obok Matta.- Boże, kiedy moja matka mówiła żebym się z
Tobą nie żenił, miała świętą rację, do niczego się nie
nadajesz- odwrócił się i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
Tak
właśnie wyglądało nasze życie, od naszego ślubu. Tyler pracował
od rana do wieczora, wracał do domu, siadał przed telewizorem i pił
piwo. Oczekiwał, że nasze bliźniaki będą cicho, ponieważ pan i
władca potrzebuje ciszy, kiedy jednak tak jak w tej sytuacji mały
raczy płakać, on zaczyna krzyczeć, wychodzi z domu i wraca pijany.
Coraz częściej zdarza mu się również podnosić na mnie rękę,
na dzień dzisiejszy tylko na mnie, ponieważ staram się osłaniać
dzieci.
-
Synku, już proszę- przystawiłam mu butelkę. Matt wyglądał na
niezwykle szczęśliwego. Byłam niezmiernie zmęczona, marzyłam
tylko o tym, żeby wreszcie dzieciaki zasnęły i żebym sama mogła
się położyć. Miałam niebywałe szczęście, ponieważ nie minęły
dwie godziny, a zarówno Allison jak i Matt smacznie spały w swoich
łóżeczkach. Niestety, nie dana była mi chwila wytchnienia,
ponieważ właśnie do domu wrócił pijany w sztok Tyler.
-
Ty leniwa krowo, wreszcie uśpiłaś te twoje bachory!- wrzasnął
wchodząc do naszej sypialni.- Teraz pora żebyś zajęła się swoim
mężem- podszedł do mnie i zaczął szarpać ubranie.
-
Tyler nie mam na to ochoty!- krzyknęłam.- Jesteś pijany, zostaw
mnie! Porozmawiamy kiedy wytrzeźwiejesz!
-
Ty dziwko!- wrzasnął, popychając mnie na łóżko.- Mam swoje
prawa, nie obchodzi mnie, że nie masz ochoty- poczułam silny ból,
Tyler zaczął okładać mnie pięściami, zdarł ze mnie resztki
ubrania i wziął to co według niego, mu się należało.
***
-
Caroline, nie możesz pozwalać się krzywdzić, temu bydlakowi!-
wrzasnęła Elena kiedy następnego dnia wpadły do mnie z wizytą
razem z Bonnie.
-
To ojciec moich dzieci, Eleno- powiedziałam.- Nie mogę tak po
prostu wyprowadzić się z domu, przecież nie mam właściwie dokąd
pójść. Moi rodzice nie mają miejsca, żeby przygarnąć mnie z
dziećmi, a ja nie mam ani wykształcenia, ani żadnych pieniędzy.-
Nie możesz z nim żyć- powiedziała Bonnie.- My z Eleną, pomożemy
ci, poza tym jest przecież pomoc z opieki społecznej gdybyś do
nich poszła na pewno coś by wymyślili- pokręciłam tylko głową.-
Spójrz Bonnie, nie no nie wierzę!- krzyknęła znów Elena.-
Caroline, widziałaś się dzisiaj w lustrze? Wyglądasz jakbyś
stoczyła walkę bokserską! On nie ma prawa cie krzywdzić, pomyśl
tylko, ile czasu minie zanim podniesie rękę na Allison albo Matta?
Nic go nie obchodzi, czy wyżyje się na tobie czy na nich, no bo co
to za różnica?- Elena, ma rację Care- poparła ją Bonnie.-
Poczekaj chwilę z tego co pamiętam brat Kola, Niklaus pracuje w
fundacji pomagającej kobietom, będącym ofiarami przemocy domowej.
Powinnaś się do niego zgłosić, zaraz zadzwonię do Kola i zapytam
o nazwę tej organizacji- wyjęła telefon, zadzwoniła do swojego
chłopaka.- Proszę bardzo- podała mi zapisaną karteczkę.- Tutaj
masz adres do biura Niklausa. Powinnaś pójść tam jeszcze
dzisiaj.- Nawet nie próbuj się wykręcać- powiedziała Elena,
widząc, że już chce zacząć się sprzeczać.- Zajmiemy się
maluchami, żebyś nie miała wymówki. Zrozum Caroline, potrzebujesz
fachowej pomocy, a oni będą wiedzieli co zrobić.- Dziewczyny,
przecież Tyler to mój mąż- powiedziałam.- Wczoraj miał
zwyczajnie gorszy dzień, ale dzisiaj obiecał, że to był ostatni
raz, przyniósł mi nawet bukiet róż- uśmiechnęłam się.-
Przyniósł ci głupie krzaki i zapominasz, że jest zwykłym
zapijaczonym łajdakiem- fuknęła Elena.- Jest jeszcze jedna
kwestia, ile razy obiecywał, że się zmieni, że to był już
ostatni raz?- zapytała.- Jednak teraz wierzę, że mówił szczerze-
odparłam.- Żebyście widziały, jaki był zdruzgotany swoim
zachowaniem. Powiedział, że od dzisiaj nie tknie alkoholu i będzie
nawet pomagał przy dzieciach.- Zrobisz jak chcesz- powiedziała
Bonnie.- Jednak zatrzymaj ten adres, w razie potrzeby, zawsze możesz
tam pójść.- Dobrze, dobrze wezmę go- powiedziałam.- Teraz
wybaczcie ale ja muszę wracać do domu. Tyler za dwie godziny wraca
z pracy- wstałam i pchając wózek wyszłam z kawiarni.- Bonnie, czy
tylko mnie wydaje się, że jej zachowanie doprowadzi do tragedii-
powiedziałam, patrząc jak Caroline odchodzi.- Ile to już razy
słyszałyśmy o kobietach, które dla dobra rodziny zostają przy
mężach tyranach, a później kończy się to jakimś nieszczęściem.
Nie chce żeby naszej najlepszej przyjaciółce coś się stało.-
Myślisz, że ja chce?- zapytała retorycznie Bonnie.- Jednak co nam
pozostaje? Dopóki Caroline sama nie zdecyduje, że chce odejść od
Tylera i zacząć nowe życie, mamy związane ręce.- Wiem, jednak
mam wielką ochotę złapać ją za ramiona i nieźle potrząsnąć-
powiedziałam.- Chodźmy już, spóźnimy się do pracy.- Nie
spodziewałam się że tak szybko wrócisz- powiedziałam,
uśmiechając się do Tylera.- Usiądź do stołu, podaje obiad.- Nie
mam ochoty nic jeść- odburknął.- Miałem ciężki dzień w pracy
i chce mieć odrobinę spokoju- jak zwykle wyciągnął z lodówki
puszkę piwa.- Tyler, proszę cie- powiedziałam.- Moglibyśmy
wspólnie zjeść obiad, spójrz jak nasze dzieciaki wspaniale
jedzą.- Głucha jesteś?- krzyknął.- Nie jestem głodny!- na nasze
nieszczęście Matt właśnie w tym momencie zrzucił talerz.- Patrz
co narobił ten bachor- Tyler podbiegł do syna, chwycił go i zaczął
energicznie potrząsać.- Nawet nie potrafisz samodzielnie jeść-
natychmiast do nich doskoczyłam i praktycznie wyrwałam mu
zapłakanego Matta z rąk. Uderzyłam Tylera w twarz.- Nigdy więcej
tego nie zrobisz, słyszysz!?- zabrałam Allison i zamknęłam się w
sypialni. Tego było już za wiele. Dopiero co obiecywał zmianę, a
kilka godzin później prawie pobił nasze dziecko. Mógł podnosić
na mnie rękę, znosiłam to, ale nie pozwolę, żeby te maluchy
cierpiały przez moją głupotę. Chwyciłam torbę i zaczęłam
pakować wszystko co miałam pod ręką. Zajęło mi to jakieś pół
godziny. Wyszłam i zobaczyłam, że Tyler jak gdyby nigdy nic siedzi
przed telewizorem.- Nareszcie, myślałem że już nigdy nie
wyjdziecie- powiedział, nawet na mnie nie patrząc.- Możesz mi
teraz podać obiad, zgłodniałem.- Nie masz rąk?- zapytałam idąc
do drzwi wejściowych.- Teraz będziesz sam się obsługiwał, nie
jestem twoją służącą, wyprowadzam się.- Co?- zapytał,
podrywając się na równe nogi.- Ty się wyprowadzasz? Nie bądź
śmieszna- roześmiał się.- Połóż te twoje toboły, dzieciaki do
łóżeczek i weź się za swoje obowiązki. Niech ci będzie trochę
się wystraszyłem, przepraszam.- Nie potrzebuje twoich przeprosin-
powiedziałam.- Nauczyłam się, że ty zawsze przepraszam, a za
chwilę robisz to samo. Wyprowadzam się i składam pozew o rozwód.-
Zwariowałaś!?- wrzasnął.- Nie poradzisz sobie beze mnie. Nie masz
ani zawodu, ani żadnych pieniędzy, beze mnie jesteś nikim,
słyszysz! Nawet stąd nie wyjdziesz!- próbował za torować mi
drogę.- Jeżeli mnie nie wypuścisz, zacznę krzyczeć- ostrzegłam.-
Sąsiedzi mnie usłyszą, zadzwonią po policję- wyglądał jakby
się nad tym głęboko zastanawiał, w końcu zszedł mi z drogi.- To
jeszcze nie koniec- powiedział, kiedy wychodziłam.- Nie pozwolę ci
odejść bez żadnej walki, słyszysz?- nic nie odpowiedziałam,
tylko zamknęłam za sobą drzwi. Siedziałam już od jakiś dwóch
godzin na ławce i właściwie nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Nie mogłam przecież zostać z dwójką dzieci na ulicy. Mogłam w
każdej chwili zadzwonić do Eleny albo Bonnie, ale nie chciałam
przyznać dziewczynom racji. Nagle przypomniałam sobie o adresie,
który dostałam od Mulatki. Wyciągnęłam karteczkę z kieszeni i
zastanowiłam się przez chwilę. Biuro znajdowało się nie daleko.
Postanowiłam, że muszę tam pójść. Zabrałam walizki i pchając
wózek podążyłam pod wskazany adres.
***
-
Nik, ja cie proszę- marudził Kol.- Potrzebuje pomocy, przecież
wiesz, że matka nie da mi ani grosza- nie było mi go ani trochę
żal. Mój młodszy brat, zawsze pakował się w kłopoty.
Przepuszczał na swoje libacje niebotyczne kwoty pieniędzy, a
później pojawiał się w moich drzwiach, żebym go poratował.-
Kol, czy ty kiedyś zmądrzejesz?- zapytałem retorycznie.- Czy ta
twoja dziewczyna, Bonnie nie potrafii cie upilnować?- Żartujesz
braciszku?- roześmiał się.- Ona nawet o niczym nie wie. Zdajesz
sobie sprawę, co Bon Bon, by mi zrobiła gdyby się o wszystkim
dowiedziała. Mógłbym się pożegnać z życiem.- Właściwie,
przydałoby ci się takie potrzebne potrząśnięcie- powiedziałem.-
Nie, Kol nie pomogę ci, uważam że to cie czegoś nauczy. Dostajesz
tyle pieniędzy od ojca, a w ciągu tygodnia tracisz je na jakieś
trzy imprezy.- Dobrze, niech ci będzie- odparł, naburmuszony.- Sam
jakoś sobie poradzę- podniósł się z krzesła i już wychodził
kiedy ktoś zapukał do drzwi.- Nie fatyguj się, ja otworzę- za
chwilę do pokoju weszła drobna blondynka z dwójką dzieci i
walizkami.- Przepraszam bardzo- powiedziała.- Jeżeli w czymś panom
przeszkodziłam to mogę poczekać.- Nie, nie, proszę wchodzić-
powiedziałem.- Mój brat właśnie wychodził. Jak się pani nazywa
i w jakiej sprawie przyszła?- zapytałem.- Caroline Forbes-
uściskaliśmy sobie dłonie.- Wiem kim jesteś!- wrzasnął Kol.-
Przyjaciółka Bonnie, ta która ma męża sukinsyna- spiorunowałem
go wzrokiem.- Już sobie idę- ukłonił się i wyszedł.- Proszę
siadać- wskazałem jej krzesło.- W jakiej dokładnie sprawie pani
do mnie przyszła?- Właściwie to pański brat powiedział prawdę-
spuściła wzrok.- Mój mąż jest mężczyznom, z którym nie jestem
wstanie już dłużej żyć- nagle jedno z dzieci zaczęło bardzo
płakać.- Przepraszam, już ją uspokajam- spojrzała na mnie z
przerażeniem.- Ali, no już spokojnie, wszystko jest dobrze-
zauważyłem, że chłopczyk próbuje złapać mamę za pukiel
włosów- wstałem i podszedłem do wózka.- Młody człowieku-
powiedziałem biorąc go na ręce.- Poczekaj chwilę, aż mama
skończy zajmować się twoją siostrą- mały patrzał na mnie
bystrymi niebieskimi oczami.- Czego może chcieć?- zapytałem,
Caroline.- Ma wielką ochotę na psoty- powiedziała, przyglądając
mi się.- Momencik, za chwilkę go zabiorę.- Nie musisz się
spieszyć- odpowiedziałem.- Ten szkrab z chęcią pomoże mi w
obowiązkach- zabrałem go do biurka.- Jak ma na imię?- Matt-
odpowiedziała.- Nie chciałabym, żeby panu przeszkadzał.- Niech
się pani spokojnie zajmie, Ali- powiedziałem.- Lubię dzieci, więc
nie przeszkadza mi mały. Proszę opowiedzieć jakiej dokładnie
potrzebuje pani pomocy?- Aktualnie, wyprowadziłam się z domu-
zaczęła, a w tym czasie mały Matt zaczął ciągnąć mnie za
sznurek od bluzy.- Zabiorę go- powstrzymałem ją i poprosiłem żeby
kontynuowała.- Nie mam dokąd pójść, nie mam również żadnych
pieniędzy, ani pracy. Bonnie, moja przyjaciółka powiedziała, że
mogę zgłosić się do pana i otrzymam pomoc- wiedziałem, że wiele
rzeczy chciałaby przemilczeć.- Powiem szczerze- podjęła po
chwili.- Mój mąż jest bardzo wybuchowy, ostatnio coraz częściej
podnosi na mnie rękę, więc postanowiłam, że muszę się
wyprowadzić, ale praktycznie zostałam na ulicy, czy może mi pan
jakoś pomóc?- zapytała z nadzieją.- Po pierwsze nie jestem panem,
mów do mnie Niklaus, a jeszcze lepiej po prostu Klaus- uśmiechnąłem
się.- Wracając do tematu, nasza fundacja udziela pomocy ofiarom
przemoc i samotnym matkom. Oczywiście za chwilę zajmę się
znalezieniem dla ciebie miejsca w placówce, żeby mogła się tutaj
zatrzymać. Niestety to tylko chwilowe rozwiązanie, ponieważ to
nieodpowiednie miejsce dla kobiety i dzieci, zwyczajnie
nieprzystosowane. Jednak fundacja dysponuje kilkoma mieszkaniami,
spróbuje zdobyć dla ciebie jedno. Powiedz mi, jakie masz
wykształcenie?- zapytałem.- Właściwie żadne- odpowiedziała po
chwili.- Zaszłam w ciążę w ostatniej klasie liceum i nie
skończyłam szkoły- poczerwieniała.- Najprawdopodobniej nie znajdę
pracy, ponieważ dzieci jeszcze są za małe żeby pójść do
przedszkola, poza tym kto by mnie zatrudnił bez wykształcenia-
rzeczywiście trudna sytuacja.- Nie możesz się teraz załamywać-
powiedziałem.- Priorytetem jest teraz znalezienie dla was porządnego
mieszkania- połaskotałem Matta.- Później zajmę się
zorganizowaniem dla ciebie kursów dokształcających. Pomogą ci
skończyć liceum, a później wyrobić zawód. Zostań tutaj, a ja
pójdę porozmawiać z panią prezes w sprawie pokoju- wstałem,
zostawiłem małego Matta w wózku i wyszedłem. Byłam w szoku,
wszystko tak szybko się potoczyło. Jednak patrząc na dwójkę
moich kochanych łobuzów wiedziałam, że postąpiłam słusznie.
Zrobię wszystko żeby Ali i Mattowi żyło się lepiej i żeby nigdy
nie popełnili moich błędów. Dziewczyny miały racje, powinnam
odejść od Tylera już dawno temu. Dziwne, ale Niklaus również
wydaje się człowiekiem godnym zaufania, czułam że będzie wstanie
udzielić mi pomocy.
Opowiadanie, które pisałam już wcześniej, nawet przed Zaczynając nowe życie. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu, wiem że miałam napisać nowy rozdział, na któreś z poprzednich ale na każdym mam po kilka zdań i więcej nie potrafię skleić
Witaj :) Nie spodziewałam się, źe dodasz coś o Klaroline, a tu taka niespodzianka! Bardzo się cieszę, że wracasz do pisania. Nowe opowiadanie jest oczywiście wspaniałe. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Ty nigdy nas nie zawodzisz :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny ;)
Ja osobiscie uwielbiam twojego bloga "igrajac z ogniem" gdzie niestety n.moge zostawiac komentarzy jako anonim i bloga "zaczynajac nowe zycie" i bardzo bym chciala zebys go kontynuowala bo skonczylas w takim momencie ze mam cie ochote udusic;-) A wracajac do tego bloga bardzo ciekawie sie zapowiada napewno bede czytac;-)
OdpowiedzUsuńHej historia jest świetna napewno będę czytać cieszę się,że wruciłaś piękny szablon na blogu o kontynłacji historji Klausa ten brązowy ja też bym chciała żebyś kontynłowała zaczynając nowe życie Eliasch Katrinne czy Elena i historię Klausa jesteś wielka sprawiłaś mi ogromną niespodzankę cudownie czekam na 2gi rozdzał historji Klausa życzę weny pozdrawiam
OdpowiedzUsuń