Witam was kochani moi z tej strony Laura. Dzisiaj ja do was piszę, ponieważ Magda i ja mamy dla was kilka informacji. Po pierwsze Madzia będzie kontynuować tylko dwa blogi, ten właśnie i Delene, gdyż na razie nie ma czasu na pozostałe. Po drugie ja nie wrócę na żaden z moich starych blogów, ponieważ nie jestem nawet na bieżąco z publikacją postów i w większości nie pamiętam już jakie to były dokładnie historie, ale za to mam trochę inny pomysł na coś nowego. Mam teraz sporo czasu, ponieważ w moim życiu harmider się skończył, a że muszę teraz się oszczędzać i czekać spokojnie na synka (sesję na studiach zakończyłam już przed świętami) to nie mam co ze sobą zrobić, więc istnieje możliwość, że na którymś z blogów pojawi się nowa opowieść, uprzedzam to nie będzie miało związku z wampirami ani niczym podobnym.
Wasza Laura :)
Ps. Mam nadzieję, że mieliście wspaniałe święta i życzę wam Szczęśliwego Nowego Roku ;)
niedziela, 27 grudnia 2015
niedziela, 20 grudnia 2015
Rozdział szósty
Następnego dnia:
Cały czas spędziłam jakbym siedziała na szpilkach, Klaus zadzwonił rano i przypomniał, żebym była gotowa na osiemnastą, ponieważ wtedy przyjedzie i pójdziemy razem na ten obiecany poprzedniego dnia spacer. Nie mogę się już doczekać. Caroline, nie zachowuj się jak małe dziecko, w końcu to tylko głupi spacer. Cały czas to sobie powtarzałam, ale tak cudowna wydawała mi się perspektywa spędzenia wieczoru poza domem bez dzieci, że czułam się jak nastolatka, która idzie na pierwszą randkę. Randka, co za głupia myśl, przecież my z Klausem nie chodzimy na randki, to tylko przyjacielskie spotkanie. O mały włos nie spadłam z kanapy, kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- A to tylko wy- nie potrafiłam ukryć zawodu, kiedy na progu zobaczyłam Bonnie i Kola.
- A kogo ty się spodziewałaś, angielskiej królowej?- zapytał Kol.- Jeżeli czekasz na mojego brata, to jeszcze ma przecież trochę czasu.
- Nie musisz być taki cyniczny- odpowiedziałam.- Pokaże wam gdzie wszystko macie. Mleko macie w szafce nad kuchenką, Bonnie wiesz ile wody trzeba dolać i nie zapomnijcie wszystkiego porządnie wystudzić, pieluchy w szafce w ich pokoju, ale to na wszelki wypadek, bo oni już robią na nocnik.
- Nie martw się, damy sobie ze wszystkim radę sami- powiedziała Bonnie.- Pięknie wyglądasz- zauważyła. Klaus, padnie, kiedy cie zobaczy.
Akurat w tym momencie ponownie zadzwonił dzwonek do drzwi i powoli zaczęłam panikować. Wzięłam głęboki oddech i poszłam otworzyć.
- Cześć Klaus, jak widzisz nasze dwie nianie już dotarły- powiedziałam, wiedziałam że to głupie ale nie wiedziałam od czego zacząć rozmowę.
- To chyba pierwszy raz, kiedy Kol nie spóźnił się co najmniej godzinę- uśmiechnął się.- Caroline, wyglądasz fenomenalnie. Przekazałaś wszystkie wiadomości potrzebne im do tego, żeby nie doprowadzili domu do ruiny? Możemy już iść?
- Potrzebujecie jeszcze czegoś ode mnie?- zapytałam Bonnie i Kola.
- Nie, nie bawcie się dobrze i o nic się nie martwcie- powiedziała Bonnie.- Zajmiemy się wszystkim.
- Ale pamiętajcie, gdyby coś to dzwońcie- powoli wyszliśmy z mieszkania.
- Myślałem, że nigdy już nie wyjdziemy- powiedział Klaus.- Byłaby to wielka strata, ponieważ wyglądasz naprawdę fenomenalnie- uśmiechnął się.- Mów dokąd masz ochotę iść.
- Nie mam pojęcia, wiesz to moje pierwsze wieczorne wyjście, od dwóch lat, od kiedy urodziłam bliźniaki. Nawet nie wiesz, jakie to cudowne uczucie.
- Wyobrażam sobie. Może pójdziemy, jednak do kina albo restauracji?
- Zwariowałeś? Nie jestem przygotowana- szturchnęłam go w bok.- Poza tym obiecałeś, że nie będziemy chodzić w żadne ekskluzywne miejsca, w końcu jestem tylko zwykłą dziewczyną z przedmieścia, nie wiem jak się zachować.
- Lubię dziewczyny z sąsiedztwa- uśmiechnął się.- Dobrze, już dobrze nie będę się naprzykrzał.
- Nie naprzykrzasz mi się. W końcu zawdzięczam ci to jakie mam teraz życie. Dzięki tobie mam teraz mieszkanie, dokształcam się i dostałam nową pracę. Jesteś bardzo dobrą osobą, nie wiem jak ci dziękować. Właśnie, powiedz dlaczego zacząłeś pomagać osobom potrzebującym, skoro twoja rodzina jest tak zamożna?
- Właśnie dlatego, że moja rodzina jest zamożna- spojrzałam na niego pytająco.- Nie patrz tak, w końcu mógłbym mieć wszystko, ale uważam że skoro pozwolono mojej rodzinie na lepsze życie, powinniśmy się wszystkim podzielić z innymi. Spójrz na to, w końcu na świecie jest tylu potrzebujących, to bardzo niesprawiedliwe jeżeli ja leżałbym tylko i czekał, aż ktoś inny zarobi dla mnie pieniądze.
- Masz bardzo idealistyczne myślenie- powiedziałam.- Dużo można się od ciebie nauczyć, wiesz kiedy wygarnąłeś mi wszystkie moje błędy, zrozumiałam, że rzeczywiście zachowuje się jak rozwydrzony bachor i muszę wziąć się za siebie, jeżeli chce dać dobry przykład moim dzieciom.
- Caroline, słuchaj ja naprawdę nie myślę o tobie w taki sposób, jaki mówiłem- powiedział.- Naprawdę, jesteś cudowną kobietą, trzeba cie podziwiać, bo miałaś ciężkie życie przy Tylerze, ale przetrwałaś.
- Nie będziemy już do tego wracać- powiedziałam.- Oboje byliśmy zdenerwowani i nie kontrolowaliśmy się, ale chce żebyś wiedział, że miałeś racje- uśmiechnęłam się.
- Dobrze, widzę że marzniesz, mam propozycje, chodźmy do mnie, napijemy się wina, nie będziesz się czuła skrępowana. Nie bój się, to nie jest żadna niemoralna propozycja- uśmiechnął się.
- Niech ci będzie, ale pamiętaj mam w torebce gaz łzawiący- roześmialiśmy się.
Cały czas spędziłam jakbym siedziała na szpilkach, Klaus zadzwonił rano i przypomniał, żebym była gotowa na osiemnastą, ponieważ wtedy przyjedzie i pójdziemy razem na ten obiecany poprzedniego dnia spacer. Nie mogę się już doczekać. Caroline, nie zachowuj się jak małe dziecko, w końcu to tylko głupi spacer. Cały czas to sobie powtarzałam, ale tak cudowna wydawała mi się perspektywa spędzenia wieczoru poza domem bez dzieci, że czułam się jak nastolatka, która idzie na pierwszą randkę. Randka, co za głupia myśl, przecież my z Klausem nie chodzimy na randki, to tylko przyjacielskie spotkanie. O mały włos nie spadłam z kanapy, kiedy wreszcie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- A to tylko wy- nie potrafiłam ukryć zawodu, kiedy na progu zobaczyłam Bonnie i Kola.
- A kogo ty się spodziewałaś, angielskiej królowej?- zapytał Kol.- Jeżeli czekasz na mojego brata, to jeszcze ma przecież trochę czasu.
- Nie musisz być taki cyniczny- odpowiedziałam.- Pokaże wam gdzie wszystko macie. Mleko macie w szafce nad kuchenką, Bonnie wiesz ile wody trzeba dolać i nie zapomnijcie wszystkiego porządnie wystudzić, pieluchy w szafce w ich pokoju, ale to na wszelki wypadek, bo oni już robią na nocnik.
- Nie martw się, damy sobie ze wszystkim radę sami- powiedziała Bonnie.- Pięknie wyglądasz- zauważyła. Klaus, padnie, kiedy cie zobaczy.
Akurat w tym momencie ponownie zadzwonił dzwonek do drzwi i powoli zaczęłam panikować. Wzięłam głęboki oddech i poszłam otworzyć.
- Cześć Klaus, jak widzisz nasze dwie nianie już dotarły- powiedziałam, wiedziałam że to głupie ale nie wiedziałam od czego zacząć rozmowę.
- To chyba pierwszy raz, kiedy Kol nie spóźnił się co najmniej godzinę- uśmiechnął się.- Caroline, wyglądasz fenomenalnie. Przekazałaś wszystkie wiadomości potrzebne im do tego, żeby nie doprowadzili domu do ruiny? Możemy już iść?
- Potrzebujecie jeszcze czegoś ode mnie?- zapytałam Bonnie i Kola.
- Nie, nie bawcie się dobrze i o nic się nie martwcie- powiedziała Bonnie.- Zajmiemy się wszystkim.
- Ale pamiętajcie, gdyby coś to dzwońcie- powoli wyszliśmy z mieszkania.
- Myślałem, że nigdy już nie wyjdziemy- powiedział Klaus.- Byłaby to wielka strata, ponieważ wyglądasz naprawdę fenomenalnie- uśmiechnął się.- Mów dokąd masz ochotę iść.
- Nie mam pojęcia, wiesz to moje pierwsze wieczorne wyjście, od dwóch lat, od kiedy urodziłam bliźniaki. Nawet nie wiesz, jakie to cudowne uczucie.
- Wyobrażam sobie. Może pójdziemy, jednak do kina albo restauracji?
- Zwariowałeś? Nie jestem przygotowana- szturchnęłam go w bok.- Poza tym obiecałeś, że nie będziemy chodzić w żadne ekskluzywne miejsca, w końcu jestem tylko zwykłą dziewczyną z przedmieścia, nie wiem jak się zachować.
- Lubię dziewczyny z sąsiedztwa- uśmiechnął się.- Dobrze, już dobrze nie będę się naprzykrzał.
- Nie naprzykrzasz mi się. W końcu zawdzięczam ci to jakie mam teraz życie. Dzięki tobie mam teraz mieszkanie, dokształcam się i dostałam nową pracę. Jesteś bardzo dobrą osobą, nie wiem jak ci dziękować. Właśnie, powiedz dlaczego zacząłeś pomagać osobom potrzebującym, skoro twoja rodzina jest tak zamożna?
- Właśnie dlatego, że moja rodzina jest zamożna- spojrzałam na niego pytająco.- Nie patrz tak, w końcu mógłbym mieć wszystko, ale uważam że skoro pozwolono mojej rodzinie na lepsze życie, powinniśmy się wszystkim podzielić z innymi. Spójrz na to, w końcu na świecie jest tylu potrzebujących, to bardzo niesprawiedliwe jeżeli ja leżałbym tylko i czekał, aż ktoś inny zarobi dla mnie pieniądze.
- Masz bardzo idealistyczne myślenie- powiedziałam.- Dużo można się od ciebie nauczyć, wiesz kiedy wygarnąłeś mi wszystkie moje błędy, zrozumiałam, że rzeczywiście zachowuje się jak rozwydrzony bachor i muszę wziąć się za siebie, jeżeli chce dać dobry przykład moim dzieciom.
- Caroline, słuchaj ja naprawdę nie myślę o tobie w taki sposób, jaki mówiłem- powiedział.- Naprawdę, jesteś cudowną kobietą, trzeba cie podziwiać, bo miałaś ciężkie życie przy Tylerze, ale przetrwałaś.
- Nie będziemy już do tego wracać- powiedziałam.- Oboje byliśmy zdenerwowani i nie kontrolowaliśmy się, ale chce żebyś wiedział, że miałeś racje- uśmiechnęłam się.
- Dobrze, widzę że marzniesz, mam propozycje, chodźmy do mnie, napijemy się wina, nie będziesz się czuła skrępowana. Nie bój się, to nie jest żadna niemoralna propozycja- uśmiechnął się.
- Niech ci będzie, ale pamiętaj mam w torebce gaz łzawiący- roześmialiśmy się.
***
- Ty naprawdę tutaj mieszkasz?- zapytała Caroline, kiedy weszliśmy do mojego mieszkania.- Wygląda jak mieszkanie, jakiegoś artysty. Nie wyglądasz jak miłośnik sztuki.
- Widzisz, ludzie czasami nas zaskakują- uśmiechnąłem się.- Czego się napijesz? Czerwone wino czy może whisky?
- Wolę wino, tylko żeby nie było za mocne, proszę- podszedłem do barku, nalałem nam dwa kieliszki i wspólnie usiedliśmy na kanapie.- Opowiesz mi coś więcej o sobie?
- Oczywiście, co byś chciała wiedzieć?- zapytałem.
- Jesteś takim tajemniczym człowiekiem, o mnie wiesz wszystko, nawet biłeś się z moim mężem, a ja nawet nie wiem, co lubisz robić, czym zajmujesz się poza pracą, jakie masz stosunki ze swoją rodziną.
- No cóż jak już zauważyłaś sztuka to moja największa pasja, sam chciałem kiedyś zostać malarzem, ale to raczej nie jest dochodowe zajęcie, więc to tylko dla przyjemności. Malarstwo pozwala mi również odprężyć się po ciężkim dniu pracy. Jeżeli chodzi o moją rodzinę, znasz już Kola, jest jeszcze Rebekah, Elijah i Finn. Pozostali bracia są ode mnie starsi, a Rebekah z Kolem są młodsi i wiesz zawsze miałem wrażenie, że muszę się nimi zajmować, szczególnie Kolem on wiecznie wpakowuje się w kłopoty.
- Zazdroszczę ci, że masz rodzeństwo, ja jako jedynaczka wiecznie byłam zaopiekowania, ale często byłam sama, gdyby nie Bonnie i Elena byłabym samotniczką.
- Nie wiesz co mówisz! Gdybym mógł, sam powystrzelałbym całe swoje rodzeństwo- roześmialiśmy się. Caroline, tak cudownie się śmiała.- Wreszcie odżyłaś i można posłuchać twojego śmiechu.
- Chyba nieźle się upiłeś- powiedziała.- Masz już omamy, ale to wino naprawdę jest bardzo mocne.
- Dlaczego? Nie lubisz słuchać komplementów?- rzeczywiście czułem jak wino zaczyna na mnie działać. Dostałem też nie małej odwagi, ponieważ nachyliłem się nad Caroline i pocałowałem ją namiętnie. Sam nie wierzyłem we własne szczęście, ponieważ Caroline odwzajemniła mój pocałunek i w objęciach poszliśmy do mojej sypialni.
***
- Dziewczyny co ja narobiłam!- czułam taki wstyd, że nie wiedziałam jak się wytłumaczyć nawet przed dziewczynami.- Nie wiem co we mnie wstąpiło, przecież nigdy się tak nie zachowywałam.
- Daj spokój Caroline!- wrzasnęła Elena.- Zachowałaś się jak idiotka, poszłaś z facetem do łóżka i rano zwiałaś jak tchórz. Potraktowałaś Klausa jak faceta na jeden raz. Powinnaś poczekać, aż się obudzi i z nim porozmawiać.
- Według mnie też nie zachowałaś się zbyt odpowiedzialnie- wtrąciła Bonnie.- Przecież będziesz musiała prędzej czy później z nim porozmawiać, a to z upływem czasu będzie jeszcze bardziej niezręczne.
- Lepiej powiedz jak było, Klaus jest dobry w te klocki?- zawołała Elena.- Daj chociaż trochę szczegółów!
- Eleno, czyś ty zwariowała!- krzyknęłam.- Nie będę się ci zwierzać w końcu to bardzo intymna sprawa- jednoczenie rozmarzyłam się.- No dobrze, dobrze nie patrzcie na mnie tak, było wspaniale i na tym koniec- uśmiechnęłam się.
- Nie boisz się, że Tyler się dowie?- zapytała Bonnie.- On jest niepoczytalny, więc na twoim miejscu najpierw bym to ukryła.
- Oczywiście, że muszę to ukryć, Tyler zniszczyłby mnie w sądzie gdyby się o tym dowiedział- zadzwonił mój telefon.- To Klaus, nie wiem co mu powiedzieć.
- Umów się z nim na rozmowę- podpowiedziały dziewczyny.
Tak właśnie zrobiłam, odebrałam i poprosiłam Klausa, żeby przyjechał do mnie za dwie godziny. W co ja się wpakowałam, pomyślałam odkładając komórkę.
________________________________________
Cześć wam! Wiem, że długo mnie nie było, ale nie mam czasu. To opowiadanie lubię najbardziej, ponieważ Laura dała mi wolną rękę, nie muszę trzymać się jej fabuły. Rozdział miał być już jakieś dwa tygodnie temu, ale właśnie Laura miała ślub w zeszłym tygodniu i musiałam się przygotować. Teraz życzę wam zdrowych, wesołych i rodzinnych świąt Bożego Narodzenia oraz dzikiego Sylwestra i Szczęśliwego Nowego Roku. Pozdrawiam i do napisania:)
niedziela, 15 listopada 2015
Rozdział piąty
Następnego dnia:
- Ty jeszcze nie gotowa?- zapytał Klaus, kiedy otworzyłam mu drzwi.- Za półtorej godziny mamy spotkanie z adwokatem- nie rozumiałam skąd w nim tyle energii o siódmej.- No już szybciutko, idź się szykować, a ja w tym czasie zajmę się śniadaniem- bezceremonialnie wszedł do mieszkania i od razu poszedł do kuchni, byłam w szoku.- Mam nadzieję, że jesteś już w łazience- usłyszałam jeszcze. Bardzo powoli powlokłam się do łazienki. Będąc pod prysznicem usłyszałam potworne wrzaski Matta i Allison, nie mogłam się nie uśmiechnąć, wyobrażając sobie Klausa w takiej sytuacji. Dobrze mu tak, nauczy się, że nie można budzić małych dzieci zbyt wcześnie.
- Patrzcie mamusia już przyszła- powiedział Klaus, kiedy weszłam do kuchni. Byłam niebywale zdziwiona widząc, że dzieciaki już jedzą kaszkę, a na stole stole stoją dwa omlety, dla nas.- Twoja mina mówi sama za siebie, nie myślałaś, że sobie poradzę, co?- uśmiechnął się.
- Przyznaję, jestem pod wrażeniem- powiedziałam.- To pewnie Elena, poprosiłam ją, żeby zajęła się dziećmi, kiedy my będziemy na spotkaniu- dodałam słysząc dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
- Cześć Klaus- przywitała się Elena.- Widzę, że świetnie sobie poradziłeś z tymi dwoma diabełkami- zaczęła łaskotać Allison.- O której wrócicie?- zapytała.
- Nie wiem ile dokładnie potrwa spotkanie z adwokatem- odpowiedział Klaus.- Caroline ma później jeszcze zajęcia, ale jak chcesz ja mogę cie zmienić, kiedy już ją odwiozę.
- Wiesz, nie ma większego problemu, żebym z nimi została, ale dzisiaj mój mąż wraca z delegacji, sam rozumiesz, chciałabym pojechać po niego na lotnisko. Jeżeli więc, nie boisz się zostać z nimi sam i byłbyś tak miły, chętnie skorzystam z twojej propozycji.
- Może tak ktoś, zapytałby jeszcze mnie o zdanie?- zapytałam sarkastycznie.- W końcu mówicie o opiece nad MOIMI dziećmi, a zachowujecie się jakby mnie tutaj w ogóle nie było.
- Przepraszam Caroline- powiedziała Elena.- Jednak myślę, że to jest najlepszy pomysł, w końcu mamy dobre intencje- zauważyła.- Przecież ufasz Klausowi, uśmiechnęła się, doskonale zdawałam sobie sprawę o czym myśli w tym momencie.
- Dobrze, już dobrze. Klaus, może cie zmienić, jeżeli oczywiście ma taką ochotę- odpowiedziałam.- Jednak, nie zapominaj, że moje zajęcia trwają do wieczora, więc jeśli masz jakieś ważne sprawy, zadzwonię do mojej mamy, ona na pewno zajmie się wnukami. Teraz już chodźmy, bo inaczej się spóźnimy, a przecież nie obudziłeś mnie o siódmej rano bez powodu- zaczęłam iść do drzwi.
- Nie mam, żadnych ważnych spraw- powiedział cicho Klaus.- Będę przed południem.
- Ty jeszcze nie gotowa?- zapytał Klaus, kiedy otworzyłam mu drzwi.- Za półtorej godziny mamy spotkanie z adwokatem- nie rozumiałam skąd w nim tyle energii o siódmej.- No już szybciutko, idź się szykować, a ja w tym czasie zajmę się śniadaniem- bezceremonialnie wszedł do mieszkania i od razu poszedł do kuchni, byłam w szoku.- Mam nadzieję, że jesteś już w łazience- usłyszałam jeszcze. Bardzo powoli powlokłam się do łazienki. Będąc pod prysznicem usłyszałam potworne wrzaski Matta i Allison, nie mogłam się nie uśmiechnąć, wyobrażając sobie Klausa w takiej sytuacji. Dobrze mu tak, nauczy się, że nie można budzić małych dzieci zbyt wcześnie.
- Patrzcie mamusia już przyszła- powiedział Klaus, kiedy weszłam do kuchni. Byłam niebywale zdziwiona widząc, że dzieciaki już jedzą kaszkę, a na stole stole stoją dwa omlety, dla nas.- Twoja mina mówi sama za siebie, nie myślałaś, że sobie poradzę, co?- uśmiechnął się.
- Przyznaję, jestem pod wrażeniem- powiedziałam.- To pewnie Elena, poprosiłam ją, żeby zajęła się dziećmi, kiedy my będziemy na spotkaniu- dodałam słysząc dzwonek do drzwi, poszłam otworzyć.
- Cześć Klaus- przywitała się Elena.- Widzę, że świetnie sobie poradziłeś z tymi dwoma diabełkami- zaczęła łaskotać Allison.- O której wrócicie?- zapytała.
- Nie wiem ile dokładnie potrwa spotkanie z adwokatem- odpowiedział Klaus.- Caroline ma później jeszcze zajęcia, ale jak chcesz ja mogę cie zmienić, kiedy już ją odwiozę.
- Wiesz, nie ma większego problemu, żebym z nimi została, ale dzisiaj mój mąż wraca z delegacji, sam rozumiesz, chciałabym pojechać po niego na lotnisko. Jeżeli więc, nie boisz się zostać z nimi sam i byłbyś tak miły, chętnie skorzystam z twojej propozycji.
- Może tak ktoś, zapytałby jeszcze mnie o zdanie?- zapytałam sarkastycznie.- W końcu mówicie o opiece nad MOIMI dziećmi, a zachowujecie się jakby mnie tutaj w ogóle nie było.
- Przepraszam Caroline- powiedziała Elena.- Jednak myślę, że to jest najlepszy pomysł, w końcu mamy dobre intencje- zauważyła.- Przecież ufasz Klausowi, uśmiechnęła się, doskonale zdawałam sobie sprawę o czym myśli w tym momencie.
- Dobrze, już dobrze. Klaus, może cie zmienić, jeżeli oczywiście ma taką ochotę- odpowiedziałam.- Jednak, nie zapominaj, że moje zajęcia trwają do wieczora, więc jeśli masz jakieś ważne sprawy, zadzwonię do mojej mamy, ona na pewno zajmie się wnukami. Teraz już chodźmy, bo inaczej się spóźnimy, a przecież nie obudziłeś mnie o siódmej rano bez powodu- zaczęłam iść do drzwi.
- Nie mam, żadnych ważnych spraw- powiedział cicho Klaus.- Będę przed południem.
***
- Masz dzisiaj zły humor- powiedziałem, kiedy jechaliśmy już samochodem.
- Dziwisz mi się?- zapytała.- Czeka mnie teraz bardzo ciężki okres w życiu, a wszyscy zachowują się jakby nic nie miało się zmienić. Zostanę samotną matką, rozumiesz to?
- Wszyscy próbujemy ci tylko pomóc, nikt nie chce żebyś czuła się źle- powiedziałem.- Wiesz co, w gruncie rzeczy to uważam, że za bardzo się nad sobą użalasz, nie patrz tak, nie nie zamierzam cie za to przepraszać. Jestem pracownikiem socjalnym i wiesz ile widziałem takich przypadków jak twój, tysiące. Tysiące kobiet, które decydowały się na małżeństwo z sadystom, pokornie znosiło poniżanie, tłumacząc się tym, że robią to wszystko dla swoich dzieci, żeby miały pełną rodzinę. Wiesz co było w tym wszystkim najgorsze, wcale nie było mi żal tych kobiet, ale ich dzieci. Skoro one decydowały się na związki z tymi facetami, dobrze to ich sprawa, ale tak naprawdę one wyrządzały krzywdę tym małym ludziom, których powinny chronić, zapewniać poczucie bezpieczeństwa, a nie pozwalać żeby patrzyły na zmaltretowaną matkę. Więc z łaski swojej weź się za siebie zamiast mówić tylko o swojej złej doli, bo w gruncie rzeczy pozwalając Tylerowi na wszystko sama zgotowałaś sobie taki los- zaparkowałem pod kancelarią, a Caroline trzaskając drzwiami samochodu, pomaszerowała do środka.
Godzinę później:
- A dokąd się wybierasz?- zapytałem doganiając Caroline, która zamiast wsiąść do samochodu, zaczęła iść w drugą stronę.- Hej, hej Caroline, nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko!- odwróciłem ją w moją stronę.- Teraz będziesz się dąsać, tylko dlatego, że śmiałem wyrazić swoje zdanie?
- Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęła wyszarpując się.- Nie potrzebuje wysłuchiwać twoich życiowych mądrości. Tak naprawdę nie masz pojęcia jak wyglądało moje życie, a tak łatwo potrafisz wydawać osądy. Wiesz co, musiałam znieść?! No wiesz?!
- Caroline, a powiedz mi ile czasu to znosiłaś?- zapytałem spokojnie.- Jak widzę, jakoś nie kwapisz się, żeby odpowiedzieć. No właśnie, więc nie wyskakuj mi tutaj z takimi tekstami, bo naprawdę dużo się już ich w życiu nasłuchałem. Nie rozumiem, co z wami jest nie tak. Dlaczego kobiety, pozwalają sobie wmówić, że bez faceta są nikim?
- Powiedź, dlaczego mówisz mi te wszystkie rzeczy? Przecież jesteś mężczyzną.
- Co z tego, że jestem mężczyzną? Czy to znaczy, że muszę być jakimś potworem? Dla twojej wiadomości, nie każdy facet robi z kobiety niewolnice. Wiem, że mi nie wierzysz, ale obiecuje, że któregoś dnia to zrobisz i wreszcie mi zaufasz, a żeby ci to udowodnić, zapraszam cie na kolacje, dziś wieczorem, albo nie może najpierw spacer. Co ty na to? Pójdziesz ze mną?
- Zwariowałeś? Co twoim zdaniem mam zrobić z dziećmi?
- Wiedziałem, że to powiesz, więc załatwiłem opiekunkę a nawet dwie. Nie patrz tak, Bonnie i mój brat Kol z wielką przyjemnością zajmą się twoimi szkrabami. Co teraz wymyślisz?- uśmiechnął się.
- W takim razie, nie pozostawiasz mi wielkiego wyboru- uśmiechnęła się.- Zastowie maluchy z Bonnie i twoim bratem, a my możemy iść na ten spacer. Jednak najpierw muszę pojawić się na zajęciach.
- Tak jest, limuzyna czeka.
- Ale z Ciebie wariat- roześmiała się.
- Ale bardzo pozytywny, zapewniam panią.
***
Kiedy nareszcie udało mi się wrócić do domu, byłam bardzo zaniepokojona. Bonnie dzwoniła i powiedziała, że Klaus od kilku godzin nie odbiera telefonu, a przecież było już tak późno. Poza tym przecież miał zostawić dzieci z Bonnie i Kolem, przyjechać po mnie i mieliśmy wspólnie spędzić czas. Z każdą chwilą mój niepokój był coraz większy. Szybko weszłam do mieszkania, a moim oczom ukazał się najbardziej rozczulający widok pod słońcem. Klaus smacznie spał na kanapie, trzymając na piersi po jednej stronie Allison, a po drugiej Matta, z nie małym wzruszeniem zauważyłam, że Matt i Klaus podobnie się ślinią w trakcie snu. Podeszłam do nich, jak najdelikatniej umiałam, zaczęłam budzić Klausa.
- Klaus, Klaus obudź się- delikatnie szturchnęłam do w ramię, wzdrygnął się.
- Caroline, co ty tutaj robisz? Gdzie ja jestem? Która godzina?- zaczął się rozglądać, zdezorientowany.
- Jesteś w moim mieszkaniu, zajmowałeś się Mattem i Allison, pamiętasz?
- Tak, tak to wszystko przez sen. Która godzina?
- Nie ma jeszcze dwudziestej pierwszej.
- Nie wiem jak to się stało, opowiadałem im bajkę na dobranoc i sam zasnąłem. Czekaj zaraz położymy ich do łóżeczek- delikatnie wstał z kanapy i poszedł do sypialni.
- Musieli cie bardzo wymęczyć, co?- zapytałam.
- Nie skąd, są cudowni. Świetnie się razem bawiliśmy, zjedliśmy wspólnie obiad, pooglądaliśmy Balibabę i tak jakoś nas z nużyło.
- Chyba nici z naszego spaceru. Bonnie mnie nieźle wystraszyła, zadzwoniła i powiedziała, że nie odbierasz, a ja już wyobrażałam sobie wszystkie najgorsze rzeczy.
- Przepraszam, że byłem poza zasięgiem- uśmiechnął się.
- Nic nie szkodzi panie Mikaelson.
- Na mnie już pora- powiedział.- Do zobaczenia jutro.
- Widzimy się jutro?
- A co ty myślałaś? Przecież muszę cie zabrać na ten obiecany spacer. Dobranoc.
- Dobranoc- powiedziałam, zamykając za nim drzwi. Sama się sobie dziwiłam, ale już nie mogłam się doczekać, następnego dnia.
__________________________________________________
Nie wiem, jak wam ale mi się podoba. KOMENTUJCIE:)
czwartek, 13 sierpnia 2015
Rozdział czwarty
-
Co ty tutaj robisz?- zapytałam, kiedy w otwartych drzwiach
zobaczyłam Klausa.- Nawet nie waż się, przekraczać, progu tego
domu! Wynoś się! Mamo, po co mu otwierałaś?- zapytałam,
przerażoną matkę, która wróciła do przedpokoju.
-
Przyjechałem, żeby z Tobą porozmawiać- powiedział.- Od tygodnia
nie pojawiłaś się na kursie, zacząłem się martwić.
-
Ty się martwisz?- zapytałam, kpiąco.- Ty, jesteś osobą, która
tylko pogłębia moje problemy. Nie chce cie nigdy więcej widzieć,
w moim otoczeniu, zrozumiałeś?
-
Nie i wcale nie zamierzam- odpowiedział.- Caroline, kiedy ty w końcu
zrozumiesz, że potrzebujesz pomocy? My tylko usiłujemy ci to
uświadomić.
-
Kim ty jesteś, żeby mieć prawo do decydowaniu o moim życiu?!-
krzyczałam coraz głośniej.- Nie zapominaj, że to co dotyczy
Tylera jest moim prywatnym życiem, poza tym to ojciec moich dzieci i
ja nie mogę...
-
Nie możesz pozwolić żeby trafił do więzienia- dokończył,
jednocześnie przerywając mi.- Tak wiem, słyszałem to już
poprzednim razem, ale Caroline teraz ja się powtórzę- przerwał.-
Chcesz żeby Tyler nadal się nad Tobą znęcał? Chcesz żeby w
końcu zrobił krzywdę waszym dzieciom? Mogę cie zapewnić, że na
jednym uderzeniu się nie zakończy- powiedział.- Pomyśl o tym, że
jesteś matką, a nie tylko żoną sadysty, chcesz żeby twoje dzieci
kiedyś miały do ciebie żal o to, że nie zadbałaś o ich
dzieciństwo?
-
Dlaczego mówisz mi te wszystkie okropne rzeczy?- zapytałam, byłam
bliska płaczu.- Doskonale wiesz, że ponad życie kocham swoje
dzieci.
-
To zachowuj się jak prawdziwa matka- powiedział, a ja zaczęłam
płakać.- Przepraszam nie powinienem- przytulił mnie.- Caroline, ja
chce dla ciebie jak najlepiej, widziałem mnóstwo podobnych do
twojego przypadków i uwież mi, że większość skończyła się
jakąś tragedią, tylko dlatego, że kobiety pobłażały swoim
mężom.
-
Boje się- powiedziałam to w końcu na głos.- Boje się o siebie i
o dzieci. Znam Tylera i wiem, że jeżeli coś nie będzie po jego
myśli, zemści się i nigdy nie pozwoli, żebym poczuła się
bezpieczna, on nie odpuszcza jeżeli czegoś bardzo chce.
-
Widzisz i właśnie dlatego nie możemy pozwolić, żeby czuł się
bezkarny- powiedział.- Jeżeli złożysz na niego doniesienie, na
pewno pójdzie do więzienia i może to go czegoś nauczy, a ty w tym
czasie będziesz mogła zacząć wszystko od nowa. Spójrz tylko co
już osiągnęłaś w tak krótkim czasie, robisz bardzo przydatne
kursy, a niebawem dostaniesz nowe mieszkanie, chcesz to wszystko
zaprzepaścić dla faceta, który cie nie szanuje i uważa za rzecz,
za swoją własność, z którą może zrobić co chce?-
zaprzeczyłam.- To jak idziemy na tą policje?- zapytał.
-
Wiesz...Ja...Potrzebuje czasu- wydukałam.
-
Caroline, przestań- powiedział ostro.- Jeżeli teraz stchórzysz,
jutro na pewno nie odważysz się tego zrobić, więc albo idziesz
teraz albo nie licz więcej na moją pomoc.
-
To zwykły szantaż- powiedziałam zrozpaczona.- Nie powinieneś tego
robić, w końcu jesteś pracownikiem socjalnym.
-
Odbieraj to jak chcesz- odpowiedział.- Jednak uważam, że albo
teraz albo nigdy.
-
Dobrze- powiedziałam nagle.- Ale będziesz tam ze mną?-
zapytałam.
-
Oczywiście- odpowiedział, podając mi ramię
-
Dzień dobry, chciałam złożyć doniesienie na mojego męża-
powiedziałam, kiedy razem z Klausem dotarliśmy na komisariat.-
Znęca się nad rodziną.
-
Niech pani poczeka- odpowiedział policjant.- Zaraz ktoś się
państwem zajmie.
Po
dziesięciu minutach wyszła do nas mile wyglądająca policjantka i
zaprowadziła do swojego gabinetu.
-
Dzień dobry, nazywam się Paula Morales, w czym mogę państwu
pomóc?- zapytała.
-
To ja chciałabym zawiadomić o popełnieniu przestępstwa-
powiedziałam.- Nazywam się Caroline Forbes i chodzi o mojego męża
Tylera Lockwood'a. Nie wiem jak to powiedzieć, ale... on nadużywa
alkoholu i stosuje wobec mnie przemoc- zacięłam się.- Ostatnio,
pan Niklaus Mikaelson- wskazałam na Klausa- również złożył
doniesienie o pobiciu.
-
Czy ma pani jakieś dokumenty, potwierdzające pani słowa?- zapytała
policjantka.
-
Tak, wykonałam konieczne badania- odpowiedziałam, jednocześnie
podając jej całą dokumentacje. Odczekałam chwilę.- Czy to
wystarczy?- zapytałam.
-
Jak najbardziej- odpowiedziała.- Przepraszam, ale czy pan panie
Mikaelson, mógłby jeszcze raz opowiedzieć o tym incydencie, w
związku, z którym pan złożył zawiadomienie na policji.
-
Oczywiście- odpowiedział.- Miało to miejsce kilka tygodni temu,
wspólnie z panią Forbes wracaliśmy właśnie z jej spotkania o
przyjęcie na kurs kształcący, musi pani wiedzieć, że jestem
pracownikiem socjalnym i razem z organizacją, w której pracuje
udzielamy jej potrzebnej pomocy, w związku z aktualną sytuacją-
przerwał na chwilę.- W pewnym momencie podszedł do nas pan
Lockwood, był wyraźnie pod wpływem alkoholu i zaczął mówić
różnie epitety pod adresem Caroline, kiedy stanąłem w jej obronie
rzucił się na mnie z pięściami. Na szczęście udało mi się go
szybko obezwładnić i wezwaliśmy policję- zakończył.
-
Jak rozumiem potwierdziła pani słowa pana Mikaelsona?- zapytała
mnie.- Czy w tamtej chwili powiedziała pani o sytuacji panującej w
maństwa rodzinie?
-
Niestety nie- odpowiedziałam.- Niech pani zrozumie, nie chciałam
rozbijać rodziny, w końcu mamy razem dzieci, poza tym bałam się,
że Tyler będzie się na mnie mścił- tłumaczyłam.- Czy to w
jakiś sposób wpłynie na to, że teraz składam zawiadomienie?-
zapytałam.
-
Nie, oczywiście że nie- odpowiedziała.- Chodzi tylko o to czy
państwa sprawy mogą być rozstrzygnięte na jednej rozprawie.
Dokończę tylko spisywać zeznania i wszystko ruszy. Jeżeli
natomiast chodzi o panią, radziłabym jak najszybciej złożyć
pozew o rozwód, wyłączną opiekę nad dziećmi oraz może o zakaz
zbliżania, w związku z agresją jaką względem pani wykazuje mąż-
dodała.
-
Dziękuje bardzo- powiedziałam.- Na pewno tak właśnie zrobię.
Kilka
godzin później:
-
Nie mogę w to uwierzyć- powiedziała Elena, kiedy przyjechaliśmy
odebrać dzieci.- Szkoda, że Klaus dostał pilny telefon, bo
wycałowałabym go po stopach- roześmiałyśmy się razem z Bonnie.-
W końcu od jak dawna próbowałyśmy cie przekonać, żebyś w końcu
odeszła od Tylera, a jemu to się udało w kilka godzin.
-
Masz rację- przyznała Bonnie.- Spójrz na to jak cudownie sobie
radzisz dzięki jego pomocy- powiedziała.- Niedługo dostaniesz
własne mieszkanie, kształcisz się żeby dostać dobrą pracę i
wreszcie zaczęłaś myśleć o sobie, a nie tylko o tym pijaku,
który cie nie szanował.
-
Mówisz dokładnie to samo co Klaus- powiedziałam.- Bardzo się
cieszę, że się na to zdecydowałam i jestem Klausowi wdzięczna za
to, że mnie przekonał, jednak bardzo się boje co Tyler teraz
zrobi, jak się dowie, że złożyłam na niego doniesienie na
policję- bardzo mnie to przygnębiało.
-
Dobrze robisz, że go nie lekceważysz- powiedziała Bonnie.- W końcu
jest niebezpieczny, ta policjantka dobrze ci doradziła, powinnaś
załatwić wszystkie sprawy z tym zakazem jak najszybciej- dodała.
-
Klaus, zgodził się mi pomóc- powiedziałam.- Jutro mamy wspólnie
pójść do adwokata w tej sprawie.
-
Znów Klaus- zauważyła Elena.- Z niego jest prawdziwy anioł, a
może ktoś więcej?- zapytała z uśmiechem.
-
Eleno, daj spokój- powiedziałam.- Ja mam męża i to na dodatek
takiego, który przez ostatnie dwa lata sukcesywnie zamieniał moje
życie w piekło, nie w głowie mi teraz romanse- wywróciłam
oczami.
-
Nie mówię, że od razu masz z nim wskoczyć do łóżka-
odpowiedziała.- Ale spójrz na to z innej strony, w końcu z niego
wydaje się być porządny facet i może kiedyś w przyszłości
stworzylibyście wspaniały związek- uśmiechnęła się.
-
Eleno, naprawdę daj jej teraz spokój- wtrąciła się Bonnie.- Ona
ma rację, w tej sytuacji nie powinna myśleć o jakim mężczyźnie
tylko o sobie- zadzwonił dzwonek do drzwi.
-
To na pewno twój obrońca- powiedziała Elena, kiedy Bonnie poszła
otworzyć, wywróciłam tylko oczami. Rzeczywiście chwilę później
do salonu wszedł Klaus.
-
Już się zbieramy- powiedziałam, podnosząc się z miejsca.
Minęło
długie pół godziny, zanim udało mi się ubrać dzieciaki i na
dodatek załadować do samochodu. W drodze powrotnej zamieniliśmy
ze sobą tylko kilka zdań. Zerknęłam na Klausa, przypomniały mi
się słowa Eleny, moglibyście stworzy wspaniały związek,
uśmiechnęłam się, ona to ma pomysły.
Mam nadzieję, że się podoba
piątek, 27 lutego 2015
Rozdział trzeci
Godzinę
później:
Policja
pojawiła się już po dwudziestu minutach, teraz razem z Klausem i
Tylerem byliśmy na komisariacie. Jako że Tyler, jak się tego
spodziewałam, strasznie się awanturował został zabrany do celi i
miał zostać przesłuchany, kiedy już się uspokoi.
-
Może, pani przedstawić całe zdarzenie ze swojej perspektywy?-
zapytał przesłuchujący mnie i Klausa policjant. Strasznie się
bałam, że jeżeli powiem coś złego na temat męża, ten będzie
chciał się zemścić i zrobi krzywdę naszym dzieciom.
-
Razem z panem Mikaelsonem, wracaliśmy z mojej rozmowy
kwalifikacyjnej- powiedziałam.- Wie pan, właśnie odeszłam od
męża, więc kiedy zobaczył mnie w towarzystwie innego mężczyzny,
zareagował, jak zareagował i rzucił się na pana Mikaelsona z
pięściami.
-
Czy pani mąż, już wcześniej używał przemocy?- dlaczego musi
zadawać takie ciężkie pytania.
-
Nie, nie wie pan zdarzało nam się kłócić, ale nie zdarzało się
żeby był agresywny- czułam narastający niepokój.- Między nami
były raczej niezgodności charakterów.
-
Caroline, dlaczego kłamiesz?- wtrącił się do rozmowy Klaus.-
Panie policjancie, Caroline Forbes pojawiła się w fundacji
pomagającej ofiarom przemocy w rodzinie, w której pracuje z dwójką
małych dzieci przed kilkoma dniami. Jest typową zastraszoną przez
męża sadystę kobietą. Przedstawiła mi swoją sytuację, z której
ewidentnie wynika, że była coraz częściej bita, a przełomem,
który doprowadził do jej wyprowadzki było to, że Tyler podniósł
rękę na małego Matta- byłam na niego wściekła, czy on nie
rozumie na co naraża mnie i dzieci?
-
Pan Mikaelson, musiał źle zrozumieć moje słowa- próbowałam
ratować sytuację.- Owszem moje małżeństwo nie należało do
idealnych, ale Tyler nigdy nie należał do agresywnych, poza tym
bardzo kochał dzieci.
-
Panie Mikaelson, czy chce pan złożyć oficjalne powiadomienie o
dokonaniu napaści?- zapytał, spojrzałam na Klausa z nadzieją, że
tego nie zrobi.
-
Owszem, chce złożyć zawiadomienie o dokonaniu przestępstwa-
odpowiedział, a ja już wiedziałam, że nie jest moim przyjacielem.
-
Dobrze zanotowałem państwa zeznania, więc jeżeli będziemy
jeszcze czegoś potrzebować, zadzwonimy- powiedział policjant,
wstając.- Proszę czekać na zawiadomienie o rozprawie.
-
Dziękujemy bardzo- odpowiedział Klaus, podając mu rękę i
wyprowadzając mnie z sali.
-
Jak mogłeś to zrobić!- zaczęła krzyczeć Caroline, kiedy tylko
opuściliśmy komisariat.- Jak mogłeś naopowiadać takich rzeczy
temu policjantowi? Nie wstyd ci?!- zapytała.
-
Dlaczego to mnie miałoby być wstyd?- nie rozumiałem jej.- To twój
mąż, powinien zastanowić się nad sobą. Powiedziałem prawdę i
jestem zadowolony, ponieważ jak tylko usłyszałem te brednie, które
opowiadałaś, próbując usprawiedliwiać jego naganne zachowanie,
myślałem że zaraz wyjdę z siebie. Powiem ci jeszcze coś, nie
złożył by tego doniesienia, gdybyś to ty powiedziała prawdę,
ale Tylerowi należy się takie porządne potrząśnięcie, może
wtedy coś się zmieni- powiedziałem.
-
Czy ty naprawdę nic nie rozumiesz?- zapytała.- To tylko pogorszy
sytuację, gdybyś się nie wtrącał, Tyler w końcu by odpuścił i
dał mi rozwód, a teraz zamieni moje życie w piekło, na dodatek
jeżeli tylko zapragnie może zabrać mi Allison i Matta. To wszystko
twoja wina!
-
Uspokój się!- musiałem podnieść głos, zadziałało natychmiast.
Caroline jakby skurczyła się w sobie, co utwierdziło mnie w
przekonaniu, że postąpiłem słusznie.- Nikt nie zabierze ci twoich
dzieci, słyszysz? Potrzebujesz pomocy, więc ci ją ofiaruje. Jednak
to nic nie da, jeżeli nie będziesz współpracować.
-
Nie będę z nikim współpracować!- krzyknęła.- Zabieram dzieci i
wyprowadzam się! Ty nas nie ochronisz!- chciałem ją zatrzymać,
ale ona wsiadła do taksówki i odjechała. Musiałem porozmawiać z
kimś kto ją zna, dlatego zadzwoniłem do Kola.
-
Klaus, sam widzisz, że z Caroline nie da się rozmawiać-
powiedziałam kiedy razem z nim, Bonnie i Kolem siedzieliśmy w moim
mieszkaniu.- Ona ciągle przedstawia sytuacje tak, żeby wyglądało
na to, że ona jest winna wszystkiemu co wyprawia Tyler.
-
Eleno, wybacz ale czy nikt wcześniej, nie próbował jej w jakiś
sposób pomóc?- zapytał Klaus.
-
Jak to nie, sama razem z mężem, tysiące razy usiłowałam, namówić
ją żeby od niego odeszła i tymczasowo zamieszkała z nami-
powiedziałam.- Jednak, ona jest nieugięta i tłumaczyła, że on ma
bardzo ciężki okres w pracy, że to był tylko jeden taki
przypadek, że to ona go sprowokowała.
-
Wydaje mi się, że Caroline wiele rzeczy ukrywa- powiedział.-
Wszystko wskazuje na to, że Tyler znęcał się nad nią nie tylko
fizycznie, ale i psychicznie.
-
Oczywiście- potwierdziła Bonnie.- Zauważyłeś jak Caroline,
wzdryga się na dźwięk podniesionego męskiego głosu?-
potwierdził.- Tyler, to zwykły sukinsyn, który wyobraża sobie, że
wszystko mu wolno, tylko dlatego, że jest jej mężem. Kiedy
Caroline, powiedziała, że chce za niego wyjść, obydwie szczerze
jej to odradzałyśmy, ale ona powiedziała, że nie może pozbawić
dzieci ojca i prawdziwego domu. Poza tym, sam rozumiesz, ona pochodzi
z wsi poza miastem, w której posiadanie nieślubnych dzieci to
największy wstyd.
-
My z Bonnie, wiedziałyśmy co z Tylera za ziółko- wtrąciłam.-
Już kiedy zaczynał się spotykać z Caroline, miał na swoim koncie
pobicia, rozboje, a nawet jedna dziewczyna oskarżyła go o gwałt,
ale w niedługim czasie wycofała oskarżenie. Lockwoodowie, są
bogaci, ale od tamtej pory przestali pomagać synowi finansowo, a
kiedy urodzili się Ali i Matt, nawet nigdy nie chcieli ich zobaczyć,
dlatego Caroline i Tyler żyli w takiej nędzy. W końcu ani on ani
ona nie skończyli szkoły, a on znalazł jakąś marną pracę za
grosze. Podejrzewam, że to też miało wpływ na jego zachowanie,
miał wszystko, a teraz odpowiadał za całą rodzinę. Co jednak nie
zmienia faktu, że to zwykły łajdak, który według mnie powinien
już siedzieć w więzieniu.
-
Wiecie, może gdzie jest teraz Caroline?- zapytał.- Muszę z nią
porozmawiać, dostała się na specjalny kurs, szkoleniowy, poza tym
uważam, że nie powinno się od tak, zostawić całej sprawy
niezałatwionej. Zapewne w najbliższym czasie odbędzie się
rozprawa, a nie chce żeby ona zeznawała, jaki to z Tylera cudowny
człowiek i czuły ojciec, a ona doprowadziła go do ataku agresji,
którą akurat wyładował na mnie.
-
Najprawdopodobniej, jest u swoich rodziców- powiedziała Bonnie.- Do
nas jeszcze się nie odezwała, zapewne dlatego, że wie, iż
jesteśmy po twojej stronie. Poczekaj zapiszę ci adres- podała mu
kartkę.- Klaus, mamy nadzieję, że wreszcie pokarzesz jej, że nie
może rujnować swojego życia.
-
Postaram się- odpowiedział, wychodząc.
Krótko,
bo krótko ale jest, mam nadzieję, że się podoba:)
Subskrybuj:
Posty (Atom)